Ponad 30 lat po wybuchu wojny w Jugosławii i 23 lata po nalotach NATO na Jugosławię na Bałkanach ponownie się tli. Tym razem ogniskami zapalnymi są Kosowo i Republika Serbska. Tak jak w przypadku poprzednich konfliktów, teraz również do zaognienia nastrojów i ich wyciszenia mogą się przyczynić wielcy światowi gracze. Najbardziej aktywni w regionie są Rosja i Niemcy. Powstaje pytanie: czy Moskwa za pomocą Bałkanów chce odwrócić uwagę od wojny w Ukrainie, czy też poprzez wojnę w Ukrainie próbuje odwrócić uwagę od swojego zaangażowania na Bałkanach? Faktem jest, że i bez rosyjskich prób interwencji sytuacja od dawna była niepokojąca.
Federacja Bośniacko-Chorwacka oraz Republika Serbska
Wojna w Bośni i Hercegowinie (BiH), która wybuchła w 1992 r. wraz z wystąpieniem Bośni z Jugosławii poprzez ogłoszenie jej niepodległości, była najbardziej krwawym konfliktem na Bałkanach. Przyczyniło się do tego także to, co przez lata było wielkim bogactwem i atutem Bośni i Hercegowiny: jej różnorodność religijna, etniczna i kulturowa. Islam, prawosławie i katolicyzm, bośniaccy muzułmanie (będący etnicznie w dużej mierze Słowianami, który podczas kilkuwiekowej okupacji tureckiej przeszli na islam), Serbowie i Chorwaci, cywilizacja łacińska, bizantyjska, osmańska – wszystko to nie tylko tworzyło fascynującą mozaikę, ale także powodowało konflikty.
Już w czasie II wojny światowej dochodziło do walk między Serbami (większość z nich działała w komunistycznej antyfaszystowskiej partyzantce Tity), Chorwatami (często sympatyzującymi z profaszystowskimi ustaszami), a muzułmanami (także w dużej mierze współpracującymi z ustaszami). Pomimo to po zakończeniu wojny i powstaniu socjalistycznej Jugosławii to właśnie w BiH było najwięcej małżeństw mieszanych. To właśnie ten czynnik sprawił, że wojna z 1992 r. była tak okrutna. Całkowity bilans ofiar śmiertelnych wyniósł kilkaset tysięcy, kilka razy więcej osób było rannych. Ponad 80 000 kobiet zostało zgwałconych.
Wojnę zakończyło podpisane w 1995 r. przez prezydentów trzech państw – BiH (Alija Izetbegović), Chorwacji (Franjo Tuđman) i Serbii (Slobodan Milošević) – porozumienie pokojowe w Dayton. W jego efekcie powstało państwo złożone z dwóch części BiH: Federacji Bośniacko-Chorwackiej oraz Republiki Serbskiej (RS).
Federacją rządzi prezydium złożone z przedstawicieli wszystkich trzech narodowości, którzy rotacyjnie przejmują przewodnictwo. W rządzie funkcjonują także parytety etniczne (najwięcej ministrów mają kolejno: muzułmanie, Chorwaci i Serbowie). Oprócz tego powołano funkcję Wysokiego przedstawiciela dla Bośni i Hercegowiny, który jest de facto nieformalnym gubernatorem kraju. Obecnie urząd ten pełni niemiecki polityk, Christian Schmitdt. Za utrzymanie porządku i pokoju w Federacji Bośniacko-Chorwackiej odpowiadają przede wszystkim siły międzynarodowe w ramach operacji EUFOR ALTHEA. Sama konstrukcja polityczna jest już zatem problematyczna. Do napięć dochodziło od początku powołania Federacji.
Krajem, który wykazuje teraz największą aktywność na Bałkanach, są Niemcy. W ostatnich tygodniach zarówno do Sarajewa, jak i Belgradu kilkukrotnie podróżowali niemieccy politycy
Od lat jest także problem z Republiką Serbską, która ustawicznie domaga się większej niezależności. Od 2008 r., powołując się na precedens Kosowa, Republika nalega na całkowitą secesję od BiH. Wieloletni przywódca Milorad Dodik co jakiś czas mówił o połączeniu z Serbią, jednak po pierwsze byłoby to niemożliwe ze względów geograficznych – chyba że na zasadzie enklawy – po drugie nie ma takiej woli ze strony samej Serbii. Ekonomicznie sytuacja w Belgradzie jest jeszcze trudniejsza, niż w BiH; szara strefa również jest bardziej rozwinięta. Pomimo braku oficjalnego sygnału ze strony Belgradu RS znowu zaczęła deklarować chęć usamodzielnienia. Kilka miesięcy temu miejscowi Serbowie opowiedzieli się za wycofaniem swoich przedstawicieli z organów sądowniczych i prokuratorskich, wojskowych oraz wywiadowczych, co jest poważnym krokiem do stworzenia własnego systemu lub wręcz gabinetu cieni. Nie jest to bez związku z aktywnością rosyjskich dyplomatów i polityków, którzy oficjalnie zachęcają do tego lokalnych działaczy. W dodatku niedawno Moskwa zadeklarowała brak zaufania do Christiana Schmidta i podważyła sposób jego nominacji, a tym samym jego legalność. Jeszcze bardziej niepokojące są słowa Aleksandra Dugina, że za kilka tygodni, miesięcy Rosja przedstawi plan dotyczący Serbii. Tym bardziej że często słowa Dugina są zapowiedzią późniejszych decyzji politycznych Kremla.
Ale problemem jest także Federacja. Nie tylko Serbowie, ale i Chorwaci skarżą się na rosnące wpływy muzułmańskie i mówią wręcz o poczuciu zagrożenia. Tym bardziej, że od zakończenia wojny nieprzerwanie trwa proces islamizacji. Podczas wojny to kraje muzułmańskie wpierały Bośniaków i w ramach rewanżu po wojnie już zaczęły budować swoje wpływy. Widocznym przejawem jest wzmożone wznoszenie meczetów i szkół koranicznych. Co bardziej niepokojące, w BiH dominuje skrajny islam, czyli wahabizm. Od zakończenia wojny – jak niedawno poinformował miejscowy biskup – liczba katolików w BiH zmniejszyła się o połowę. W tej sytuacji miejscowi Chorwaci zaczęli współpracować doraźnie z Serbami. Co istotne, także i część Chorwatów chce dla siebie autonomii i wyodrębnienia z Federacji, czemu kibicuje część prawicowych polityków w Chorwacji. Jednym z głównych postulatów bośniackich Chorwatów jest reforma prawa wyborczego, zmierzająca do stworzenia osobnego okręgu wyborczego. Byłby to poważny krok w stronę wyodrębnienia się chorwackiego entitetu.
W dodatku na terytorium BiH bardzo aktywnie angażuje się Turcja, a także Arabia Saudyjska, co niepokoi mieszkańców niemuzułmańskich
Na to wszystko nakłada się także niezadowolenie społeczne – element łączący te trzy grupy etniczne. Ponadto większość obywateli jest rozczarowana klasą polityczną, oskarżaną o korupcję i nepotyzm. Szalę goryczy przepełnia wysokie bezrobocie, zwłaszcza wśród młodych ludzi. I wreszcie, jeszcze jedna tendencja, tym razem ze strony przedstawicieli bośniackich mieszkańców, to centralizacja systemu, czyli odejście od koncepcji etnicznego trójpodziału władzy na rzecz jednego, silniejszego rządu i parlamentu, który siłą rzeczy byłby zdominowany przez bośniackich muzułmanów. Ta wizja bardzo niepokoi i Serbów, i Chorwatów.
W dodatku na terytorium BiH bardzo aktywnie angażuje się Turcja, a także Arabia Saudyjska, co niepokoi mieszkańców niemuzułmańskich. Powagę sytuacji zaczyna dostrzegać UE na tyle, że w połowie lutego 2022 r. EUFOR, czyli unijna misja pokojowa, zdecydowała o wysłaniu do Sarajewa kilku kompanii zbrojnych. Krajem, który wykazuje teraz największą aktywność na Bałkanach, są Niemcy. W ostatnich tygodniach zarówno do Sarajewa, jak i Belgradu kilkukrotnie podróżowali niemieccy politycy, w tym minister obrony, minister spraw zagranicznych oraz kanclerz. Zainteresowanie Berlina Bałkanami nie jest niczym nowym, ani zaskakującym. Po trzech dekadach powraca temat walki o strefę wpływów. Niemcy tak wtedy, jak i teraz są jednym z głównych graczy.
Reasumując, w Bośni i Hercegowinie mamy do czynienia z jednej strony z tendencjami separatystycznymi wśród Chorwatów i – zwłaszcza – Serbów, a z drugiej z tendencjami centralistycznymi wśród Bośniaków, co grozi potencjalnym konfliktem.
Kosowo
Kosowo jest drugim punktem zapalnym. Tu sytuacja jest niestabilna od lat 90. XX w. W 1999 r. pod naciskiem Amerykanów NATO zdecydowało o nalotach na Serbię i Czarnogórę. Decyzja o bombardowaniu suwerennego kraju, niezagrażającego bezpośrednio żadnemu z krajów członkowskich Paktu, podjęta z naruszeniem wszelkich procedur, wbrew rezolucji ONZ i niezgodnie z prawem międzynarodowym, była jednym z największych błędów w historii Sojuszu. Konsekwencją bezpośrednią było otwarcie drogi do niezależności Kosowa, którą to Kosowo proklamowało w 2008 r. Był to niebezpieczny precedens w prawie międzynarodowym. Nieliczni analitycy, w tym autorka analizy, już wtedy przestrzegali, że Rosja wykorzysta ten precedens wobec Gruzji i Ukrainy, i powołując się na casus Kosowa, będzie chciała niezależności dla separatystycznych regionów tych krajów. Na to nie trzeba było długo czekać.
Rosja wywołała konsternację wśród Serbów, porównując separatystyczne republiki na terenie Donbasu do sytuacji w Kosowie
Latem 2008 r. po wojnie w Gruzji Rosja uznała niepodległość Osetii i Abchazji, w 2014 r. Krymu, a w 2022 r. – Doniecka. I choć Rosja i tak zawsze niezależnie robi to, co chce, w tym przypadku mogła się powołać na prawo międzynarodowe. Konsekwencją pośrednią decyzji o nalotach było odsunięcie Serbii od wspólnoty transatlantyckiej, zarówno w sensie politycznym, jak i mentalnym. Serbowie do dziś nie mogą wybaczyć NATO bombardowań, tą samą kartą nieprzerwanie gra Rosja. Gdyby nie doszło do nalotów i gdyby nie uznano Kosowa, Serbia mogłaby być już w stopniu zaawansowanym prowadzić negocjacje o członkostwo w UE i NATO. Tak się nie stało, wobec czego Belgrad zacieśnił relacje z Moskwą, pielęgnującą przez całe lata wizerunek jedynego przyjaciela Serbii na arenie międzynarodowej i kraju, który jako jeden z niewielu sprzeciwiał się tak nalotom, jak i niezależności Kosowa. W Kosowie od zakończenia wojny stacjonują siły międzynarodowe. Już po nalotach doszło do czystek etnicznych dokonywanych na Serbach i Romach oraz systemowego niszczenia śladów obecności serbskich klasztorów (często średniowiecznych) i świeckich zabytków.
Pomysł na rozwiązanie konfliktu w Kosowie?
Kraj de facto jest podzielony na część północną, zamieszkaną przez Serbów, i południową, albańską część. Jednym z pomysłów na rozwiązanie patowej sytuacji byłaby wymiana terytorialna – Serbia otrzymałaby północne Kosowo, a w zamian południowa część Serbii, region Preszewa i Bujanowca, przeszłoby do władz Kosowa. Pomysł z jednej strony dobry, bo pokrywający się z granicami etnicznymi, ale z drugiej ryzykowny, bo – zwłaszcza na Bałkanach – każda dyskusja o zmianie granic grozi potencjalnym konfliktem, wręcz wybuchem wojny.
W ubiegłym roku Serbów oburzyła decyzja władz Kosowa o zakazie wjazdu na terytorium pojazdów o serbskich tablicach rejestracyjnych. Niedługo później oliwy do ognia dolał sposób organizowania wyborów. Do tej pory praktykowane było, że Serbowie mieszkający w Kosowie głosowali w wyborach ogłaszanych w Serbii i wówczas głosy oddawali w specjalnie zorganizowanych i nadzorowanych przez OBWE punktach na terenie Kosowa. Teraz jednak premier Kosowa Albin Kurti sprzeciwił się temu, co zaowocowało wzrostem napięcia. Znamienne, to nowy rząd Kosowa w ciągu ostatnich miesięcy generuje napięcie i prowadzi kurs do tego stopnia konfrontacyjny, że Unia Europejska i Stany Zjednoczone również wyrażają swoje niezadowolenie. Kanclerz Scholz spotkał się w Berlinie na początku maja 2022 r. i z premierem Kosowa, i prezydentem Serbii.
Ostatnie tygodnie to także w Kosowie czas zwiększonej aktywności tak rosyjskiej, jak i niemieckiej. Rosja wywołała konsternację wśród Serbów, porównując separatystyczne republiki na terenie Donbasu do sytuacji w Kosowie i, powołując się na casus Kosowa, żądając uznania ich niepodległości przez społeczność międzynarodową. Zaskoczenie Serbów może dziwić, bo przecież już w 2008 r. było jasne, że Rosja będzie się posiłkować tym przypadkiem. Teraz jednak Belgrad uznał to za brak lojalności, tym bardziej dotkliwy, że przecież Rosja – powołując się na swoją bardziej wydumaną niż prawdziwą pomoc dla Serbii w 1999 i 2008 r. – domaga się teraz od Serbii lojalności, polegającej na niedołączaniu do sankcji nakładanych na Moskwę w związku z wojną w Ukrainie.
Wnioski
W przypadku Kosowa sytuacja jest co najmniej równie napięta, jak w Bośni i Hercegowinie. Z jednej strony mamy do czynienia z coraz bardziej konfrontacyjnymi decyzjami i wypowiedziami polityków z Prisztiny – dodatkowym czynnikiem zapalnym są coraz częstsze deklaracje polityków z Kosowa i z Albanii o tym, że mogłoby dojść do połączenia tych dwóch państw (co wpisuje się w starą koncepcję powstania Wielkiej Albanii) – a z drugiej z zaczepnymi wypowiedziami polityków z Belgradu. Nie można zapomnieć również o tym, że w samym Kosowie i przy jego granicy z Serbią regularnie dochodzi do zamieszek. W Kosowie, podobnie jak w BiH, istnieją silne wpływy radykalnego islamu, co oznacza, że poza Niemcami, USA i Rosją są tam także aktywni inni wielcy gracze międzynarodowi.
Dlaczego Rosja jest zaangażowana w regionie bałkańskim? Z dwóch względów: żeby odzyskać dawną strefę wpływów, oraz żeby odwrócić uwagę od wojny w Ukrainie. Potencjalny wybuch wojny w byłej Jugosławii sprawiłby, że temat Ukrainy zejdzie na drugi plan. Tym bardziej, że i tak już niedługo przyjdzie znudzenie tą kwestią. Co więcej, Rosja ponownie – bo jak w przypadku Syrii – będzie chciała się przedstawić w roli mediatora. Gwoli uczciwości trzeba jednak przyznać, że Rosja nie tyle generuje nowe konflikty, co wykorzystuje te już istniejące. Sytuacja w Republice Serbskiej i Kosowie byłaby równie niebezpieczna bez rosyjskiej ingerencji.
JEŻELI DOCENIASZ NASZĄ PRACĘ, DOŁĄCZ DO GRONA NASZYCH DARCZYŃCÓW!
Z otrzymanych funduszy sfinansujemy powstanie kolejnych publikacji.
Możliwość wsparcia to bezpośrednia wpłata na konto Instytutu Nowej Europy:
95 2530 0008 2090 1053 7214 0001 tytułem: „darowizna na cele statutowe”.
Comments are closed.