Choć zapamiętany zostanie pewnie jako polityk, europoseł, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, to jednak większość swojej zawodowej aktywności poświęcił dziennikarstwu. Był jedną z najbardziej znanych twarzy włoskiej telewizji RAI. To pierwszy szef PE, który zmarł w trakcie (choć dosłownie na kilka dni przed kolejną roszadą) sprawowania swojej funkcji. Co istotne, zwłaszcza w ostatnich czasach, David Sassoli był jednym z rzadkich polityków, którzy starali się mimo wszystko łączyć niż dzielić.
Różne drogi prowadzą do polityki. Jeśli popatrzeć na biografie chociażby szefów PE, to byli wśród nich (w swoich przedpolitycznych czasach) wykładowcy akademiccy, aktywiści, bibliotekarze, prawnicy. I dziennikarze. I co ciekawe, obaj włoscy przewodniczący Europarlamentu, zarówno Antonio Tajani (Forza Italia, zaufany człowiek Silvio Berlusconiego, były wiceszef KE i bezpośredni poprzednik Sassoliego na fotelu szefa PE), jak i David Sassoli przez lata byli dziennikarzami. Tajani do polityki przeszedł w 1994 roku, stając się początkowo rzecznikiem prasowym Berlusconiego, natomiast Sassoli dopiero 15 lat później. Absolwent prawa z mediami związał się niedługo po studiach, by stać się z biegiem czasu jedną z najbardziej popularnych twarzy włoskiej telewizji RAI – prowadził główne wydanie wiadomości, a także własny program publicystyczny. To doświadczenie medialne pomogło mu nie tylko w rozpoznawalności, dzięki której wygrywał kolejne wybory do PE, ale przede wszystkim w działalności politycznej. Zarówno jako szeregowy europoseł, jak i jako głowa PE, był dosyć dobrze postrzegany przez media. Dziennikarze go lubili, co nie było trudne, ponieważ był po prostu sympatycznym, otwartym i pozbawionym nadęcia człowiekiem. Wielokrotnie spotykałam go choćby na korytarzu PE, gdzie po prostu podchodził się przywitać, pożartować, zamienić kilka zdań ze mną i innymi.
Ten dystans do siebie i brak nadmiernego dystansu do innych przysparzały mu sympatii. I co ciekawe, i coraz rzadsze, dobrze wypowiadali się o nim przedstawiciele chyba wszystkich sił politycznych. Bo Sassoli starał się mimo wszystko nie generować konfliktów, a wręcz szukać płaszczyzny kompromisu i przy okazji nikogo nie obrażać. W coraz bardziej spolaryzowanym, wewnętrznie skłóconym i powiedzmy uczciwie – zdominowanym przez politycznych pieniaczy PE – było to bardzo trudnym wyzwaniem, skazanym na porażkę. Cierpiała na tym może jego wyrazistość. I chyba największy kontrast był między nim a Martinem Schulzem. Niemiecki polityk był postacią bardzo kontrowersyjną, przez wielu nielubianą, ale był jednocześnie bardzo silnym szefem PE, czego przy całej sympatii nie da się powiedzieć o Sassolim. Ale też przyszło mu szefować tej instytucji w szczególnym, trudnym momencie.
Pracował do samego końca, walcząc ze śmiertelną chorobą, nie zasłaniając się nią przed obowiązkami czy krytyką
Wybrany został w lipcu 2019 roku po wyjątkowo długich, trudnych i zaciętych negocjacjach związanych z nowym podziałem najważniejszych unijnych stanowisk. Zaraz potem były przesłuchania kandydatów na komisarzy, w których Europarlament chciał pokazać politycznego pazura. A po kolejnych kilku miesiącach pojawiła się pandemia. I będące jej politycznym skutkiem negocjacje dotyczące Funduszu Odbudowy, który powstał przecież po to, by pomóc gospodarce unijnej wyjść z zapaści spowodowanej lockdownami. PE, a przynajmniej część walczących o władzę i rozpoznawalność europosłów, wchodził w coraz większy konflikt z KE i przede wszystkim krajami członkowskimi, nie tylko Polską i Węgrami. W tym wszystkim Sassoli sam z siebie starał się przynajmniej nie eskalować napięcia. Co było szalenie trudne, gdyż był pod presją większości europarlamentarnej. Dodatkowym problemem do rozwiązania stał się Strasburg, do którego podczas kolejnych fal pandemii wielu europosłów nie chciało jeździć (i przez około rok nie odbywały się tam sesje), ale Francja naciskała, by jednak wrócić do sesji poza Brukselą. To może drobny przykład, ale pokazuje, że przez cały czas swojego szefowania PE Sassoli był między młotem a kowadłem. Może gdyby były inne okoliczności, miałby więcej okazji do realizowania swoich własnych pomysłów politycznych, a tak musiał niestety przede wszystkim gasić pożary. Pracował do samego końca, walcząc ze śmiertelną chorobą, nie zasłaniając się nią przed obowiązkami czy krytyką.
To, co teraz po jego śmierci powtarzają jego przyjaciele i zwolennicy, to jego otwartość na dialog i przywiązanie do demokracji i europejskości, postrzeganej jako coś więcej niż prounijność. W jednym z ostatnich przemówień, poświęconych 30. rocznicy upadku ZSRR przestrzegał przed politycznymi spadkobiercami ZSRR i antydemokratycznymi reżimami – w domyśle Rosją i Białorusią. I te słowa można uznać za polityczny testament Davida Sassoli.
JEŻELI DOCENIASZ NASZĄ PRACĘ, DOŁĄCZ DO GRONA NASZYCH DARCZYŃCÓW!
Z otrzymanych funduszy sfinansujemy powstanie kolejnych publikacji.
Możliwość wsparcia to bezpośrednia wpłata na konto Instytutu Nowej Europy:
95 2530 0008 2090 1053 7214 0001 tytułem: „darowizna na cele statutowe”.
Źródło zdjęcia głównego: Unia Europejska / Daina LE LARDIC
[…] Davide Sassoliemu. Roberta Metsola została wtedy pierwszą wiceprzewodniczącą. Po śmierci Sassoliego (11 stycznia zmarł po długiej chorobie) przejęła jego […]