Gdyby ktoś pod koniec lutego powiedział, że na koniec bieżącego roku Ukraina wciąż będzie nie tylko walczyć o własną niepodległość, ale wyzwalać kolejne zajęte przez Rosję terytoria, że flagowy okręt rosyjskiej Floty Czarnomorskiej pójdzie na dno, że Most Krymski zostanie zniszczony, że Ukraińcy będą z wyrzutni HIMARS atakować rosyjskie pozycje na południu kraju, zapewne wielu analityków uznałoby to za kompletnie nierealny scenariusz, a nawet by go wyśmiało. Ukraina stawia jednak opór, a Zachód się zjednoczył, wbrew temu, co zakładał Kreml. Ukraińskie Siły Zbrojne, wykorzystując sprzęt dostarczany przez państwa NATO, w tym głównie przez Stany Zjednoczone nieustannie walczą o wyzwolenie swojego kraju. Rosyjska „trzydniowa specjalna operacja wojskowa” z pewnością nie przebiega zgodnie z planem Władimira Putina, ani też zgodnie z którąkolwiek z kolejnych modyfikacji planu inwazji. Wojna trwa już dziewięć miesięcy i nic na ten moment nie wskazuje, by miała się szybko zakończyć. Warto przedstawić w jaki sposób może – i nie może – się to stać. Niemożliwym jest przewidzieć dokładny rozwój wydarzeń, choćby ze względu na brak dostępu do wielu informacji ze sztabów wojskowych czy gabinetów politycznych, czy wielu innych zmiennych. Poniższy tekst dość luźno przedstawia jedynie kilka możliwości.
Widmo porażki Ukrainy
Najmniej realny scenariusz. Europejscy członkowie NATO mogą zacząć mieć problemy z dostawami sprzętu wojskowego dla Ukrainy, oraz co równie bardzo istotne – amunicji, a związane jest to z wyczerpywaniem się zapasów państw sojuszniczych. Przyznał to niedawno Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg, który podkreślił, że konieczna jest współpraca z przemysłem obronnym, by zwiększyć produkcję amunicji, by tym samym kontynuować wsparcie dla Ukrainy. Sprawa jest jednak niepewna. W Stanach Zjednoczonych Republikanie mogą próbować opóźniać kluczowe z punktu widzenia Ukrainy dostawy sprzętu i amunicji.
Rosja, choć ze względu na sankcje pozbawiona półprzewodników i specjalistycznego sprzętu, produkuje wystarczającą dla niej ilość sprzętu, by częściowo łatać poniesione straty. Do tego wciąż ma skuteczne narzędzie w postaci rakiet. Według danych opublikowanych przez Ministra Obrony Ukrainy, Federacja Rosyjska od momentu rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji zużyła m.in. niemal 90% własnych zasobów pocisków balistycznych Iskander (829 sztuk), ok. 60% pocisków manewrujących Kalibr (391 sztuk), czy prawie 70% pocisków Ch-22/32 (250 sztuk). Do rosyjskich strat można także zaliczyć ponad 500 pocisków Ch-35, czy 16 z 43 hipersonicznych pocisków Kindżał. Jednocześnie od 23 lutego do 18 listopada Rosja miała wyprodukować dodatkowe 16 Kindżałów, 120 Kalibrów, 360 Ch-35 i 120 pocisków manewrujących Ch-101. Rosja posiada również duże zapasy rakiet S-300 – z pierwotnych 8000 miało ich zostać niecałe 7000. I choć są to rakiety używane w systemach przeciwlotniczych, to Rosjanie częściowo wykorzystują je również jako pociski balistyczne. Jednakże mogą być one odpalane z ziemi, a ich zasięg jest dość ograniczony i wynosi ok. 200 do 250 km. Niemniej, ataki rakietowe wciąż są dużym zagrożeniem dla Ukrainy.
Gdyby Rosji udało się utrzymać zajęte obecnie terytoria, to i tak nie będzie można do końca uznać tego za wygraną Kremla. Plan Rosjan zakładał szybką wojnę, zajęcia Kijowa, obalenie obecnych władz i zastąpienie ich własnym rządem marionetkowym. Nic takiego nie miało miejsca. Niemniej, utrzymanie okupowanych terenów, w tym połączenia lądowego na Krym, niewątpliwie byłoby sukcesem.
Zamrożenie konfliktu
Bardziej prawdopodobny niż poprzedni scenariusz. Rosja mobilizuje setki tysięcy mężczyzn, ale jednocześnie nie może zrobić z nich skutecznych żołnierzy. Wszyscy najlepsi oficerowie są albo na pierwszej linii, albo też ranni lub zabici. Nie ma ludzkich zasobów, by ich szkolić. Z racji niedostatecznej produkcji oraz naprawy sprzętu wojskowego, pojazdy opancerzone, artyleria i czołgi trafiają do doświadczonych jednostek, a nowi rekruci są przekształcani w jednostki lekkiej piechoty, niezdolne do skutecznej ofensywy, ale zdolne do kopania okopów i obsadzania umocnień. Ukraińcy kontynuują swoją kontrofensywę, ale walki w wielu miejscach, choć trwają tygodniami, nie doprowadzają do znaczących zmian w przebiegu frontu, a w miejscach, gdzie udaje się czynić pewne postępy, każdy odzyskany kilometr kwadratowy okupiony jest dużymi stratami osobowymi. Rosjanie w zasadzie dość dobrze umacniają swoje pozycje na wschodzie Ukrainy, na obszarach zajętych po 24 lutego.
Jednocześnie Rosja kontynuuje ataki na infrastrukturę krytyczną. Wciąż posiada duży zasób rakiet. Nie tak dawno, 15 listopada, udowodniła, że wciąż jest groźna – wystrzeliła 100 rakiet. Był to najbardziej zmasowany atak od początku wojny. I choć ukraińska obrona przeciwlotnicza zadziałała dobrze, to wiele obiektów, w tym kluczowe elektrownie, zostało trafionych.
W wielu największych miastach przez co najmniej kilkanaście godzin większość mieszkańców nie miała dostępu do prądu, ogrzewania czy bieżącej wody. Dość szybko starano się naprawiać awarie, niemniej niezbędne było następnie wprowadzenie przerw w dostawach prądu. Podobnie rzecz się miała kilka dni później – 23 listopada. W wyniku rosyjskiego ostrzału trzy elektrownie jądrowe: Chmielnicka, Rówieńska i Południowoukraińska zostały odłączone od sieci. Uwzględniając zbliżającą się porę roku, celem Rosji jest, by jak najbardziej osłabić morale Ukraińców. I choć obecnie zdecydowana większość z nich jest przeciwna zawieszeniu broni i uważa, że należy kontynuować walki w celu odzyskania wszystkich terytoriów, to nie można wykluczyć, że odsetek ten przy kolejnych rosyjskich aktach terroru będzie malał, szczególnie na obszarach najmocniej dotykanych atakami. Tak stało się w październiku po masowym ataku rakietowym:
W sondażu przeprowadzonym przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii 86% ogółu Ukraińców wskazało, że należy kontynuować walki, a jedynie 10% z nich uznało, że należy rozpocząć rozmowy pokojowe. Jednakże w przypadku mieszkańców wschodniej części Ukrainy (terenów nieokupowanych) odsetek ten wyniósł odpowiednio 69 i 29%.
Do tego może dojść zmęczenie państw europejskich. Wyczerpujące się zasoby amunicji i sprzętu, który można przekazać Ukrainie, mogą znacząco wpłynąć na podejście niektórych stolic. Istotną sprawą będzie także europejskie zapotrzebowanie na surowce, w tym głównie gaz ziemny. Choć teraz udało się wypełnić magazyny gazu i zabezpieczyć zapasy na okres zimowy, to przedstawiciele Unii Europejskiej uważają, że przyszłoroczna zima będzie znacznie gorsza, niż obecna. Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans jako powód wskazuje to, że teraz wielu członków UE ma jeszcze magazyny wypełnione gazem z Rosji, którego za rok już nie powinny kupować. Istnieje ryzyko, że import tego istotnego dla europejskich państw surowca z innych miejsc takich jak Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Nigeria, nie wystarczy, by zabezpieczyć niezbędne jego wolumeny.
Być może Władimir Putin liczy, że uda się przeciągnąć walki do 2024 roku (jednak to ryzykowne z jego punktu widzenia, chociażby ze względu na problemy gospodarcze Rosji), kiedy to w Stanach Zjednoczonych odbędą się kolejne wybory prezydenckie. Liczy jednocześnie, że w Białym Domu ponownie pojawi się albo Donald Trump albo ktoś o równie podobnych do niego poglądach. To sprawiłoby, że amerykańskie wsparcie dla Ukrainy zostałoby znacząco zredukowane lub nawet przerwane, a bez niego Kijów zostałby zmuszony do rozpoczęcia negocjacji z Rosjanami. A te raczej szybko by się nie zakończyły. Być może od czasu do czasu dochodziłoby do starć zbrojnych i wymian ognia, ale na skalę dość ograniczoną.
Scenariusz zamrożenia wojny jest tym, do którego bardzo nie chcą dopuścić ukraińskie władze. Wiedzą bowiem, że będzie to kolejne przeciąganie wojny, toczącej się od 2014 roku. Nic nie będzie uregulowane, a rosyjskie oddziały będą stacjonować na części ukraińskiego terytorium. Toczyć się będą kolejne rozmowy, z których nic nie będzie wynikać, Ukraina pozostanie w „stanie zawieszenia”, a jednocześnie Kreml będzie planował i przygotowywał plany ponownego ataku na Ukrainę. Co więcej, taki zamrożony konflikt znacząco utrudni, o ile nie uniemożliwi Ukrainie akcesji do Unii Europejskiej.
Zwycięstwo Ukrainy
Scenariusz, którego chce Ukraina, jak i cały Zachód. Wyzwolenie Chersonia pozwala przenieść część doświadczonych ukraińskich jednostek na południowy-wschód i wschód kraju. Dzięki temu Ukraińcy kontynuują skuteczną kontrofensywę, wyzwalają kolejne miasta i wsie. Przeprowadzają szturm na Melitopol, następie Mariupol, a tym samym odcinają Rosji „most lądowy” na Krym. Europejskie oraz amerykańskie państwa nie przerywają dostaw sprzętu i amunicji dla Ukraińców. Kilka dni temu szef NATO oznajmił, że Sojusz musi ożywić swoje zdolności militarne, by wesprzeć Ukrainę „na dłuższą metę”. To oznaka, że natowskie kraje mają zamiar kontynuować obecne wsparcie. Dostarczają Ukrainie systemy obrony przeciwlotniczej, dzięki czemu kontynuowane przez Rosję ataki rakietowe nie są takim zagrożeniem jak obecnie.
Mobilizacja w Rosji nie daje takich skutków, jakie chciałby osiągnąć Władimir Putin. Niedoświadczeni żołnierze są problemem, a nie wartością dodaną. Nie dość, że Rosji nie udaje się zdobywać nowych obszarów, to jeszcze traci tereny uprzednio zajęte. Miejsce mają kolejne „przegrupowania” rosyjskich oddziałów i „gesty dobrej woli”. Do tego coraz mocniej dokuczają nałożone sankcje, który mają wpływ na niemal każdy element rosyjskiej gospodarki.
Były dowódca Armii USA w Europie generał Ben Hodges uważa, że do końca 2022 roku Siły Zbrojne Ukrainy mogą odzyskać terytoria zajęte przez Rosję po 24 lutego bieżącego roku. Szef Kancelarii Prezydenta Andrij Jermak uważa, że jest mało prawdopodobne, aby Ukraina była w stanie zakończyć rozpętaną przez Rosję wojnę do wiosny przyszłego roku. Z kolei szef Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy Kyryło Budanow twierdzi, że wojna może zakończyć się latem przyszłego roku.
Dochodzi do momentu, gdy wszystkie tereny zajęte po 24 lutym zostają wyzwolone. I co wtedy? Ukraińcy chcą kontynuować swoje działania – chcą odzyskać Krym oraz ORDLO (ukr. Окремі райони Донецької та Луганської областей; Niektóre rejony obwodu donieckiego i ługańskiego).
Prezydent Ukrainy Wołodymr Zełenski przedstawia stanowisko, że Rosja musi wycofać się z wszystkich zajętych terytoriów, w tym z Krymu. Dopiero wtedy Ukraina będzie gotowa do rozmów pokojowych z Rosją. Ale czy takie podejście będą mieli ukraińscy partnerzy? Teraz wszyscy deklarują, że tylko Ukraina ma prawo decydować, jak zakończy się wojna.
Nie można mieć niestety pewności, czy za kilka lub kilkanaście miesięcy pewne państwa nie zaczną sugerować, że może warto przerwać ofensywę, że czas na rozmowy pokojowe, że sprawę Donbasu i Krymu załatwić lepiej negocjacjami i w drodze dyplomacji, a nie na drodze militarnej.
A co z Białorusią?
Aleksandrowi Łukaszence jak dotąd udało się oprzeć presji bezpośredniego udziału w inwazji na Ukrainę. Niemniej, terytorium Białorusi było wykorzystane przez rosyjskie wojsko do ataku na Kijów w lutym. Tym samym Białoruś i tak stała się stroną agresji na Ukrainę. Po nieudanej ofensywnie na ukraińską stolicę, w kwietniu i maju, większość rosyjskich oddziałów została wycofana z białoruskiego terytorium. Wciąż jednak jest wykorzystywane ono do przeprowadzania ataków rakietowych na Ukrainę.
Czy do końca trwania wojny Białoruś nie wyśle swoich żołnierzy, czy też jednak zostanie do tego jakoś przekonana bądź zmuszona? Na razie nic nie wskazuje, by ten drugi scenariusz miał się sprawdzić. Jednak również nie można go wykluczyć. Tak samo tego, że Rosja kolejny raz ściągnie więcej oddziałów na Białoruś. Ponowna inwazja na Kijów czy ataki na zachodnią Ukrainę, choć zdaniem szefa Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy Kyryło Budanowa nie są obecnie realnym scenariuszem, Ukraina jest na to przygotowana – granica z Białorusią jest zaminowana, a mosty na granicy zostały wysadzone.
Broń nuklearna?
Rosyjska retoryka dotycząca broni jądrowej co chwilę się zmienia. Raz przedstawiciele rosyjskich władz mówią, że użycie broni jądrowej to nie blef i są na to gotowi, innym razem z ich ust padają sformułowania, że nigdy nie powinno dojść do wojny nuklearnej. Choć na ten moment nic nie wskazuje, by Rosja faktycznie miała użyć broni jądrowej, nigdy nie można tego wykluczyć w 100%. Istnieją co najmniej trzy opcje, jak Rosjanie mogliby ją wykorzystać.
Pierwsza – przeprowadzenie testu bomby jądrowej na terenie Federacji Rosyjskiej. Byłby to pierwszy rosyjski test od 1990 roku. Rosja prawdopodobnie zadbałaby o to, aby test nie spowodował ofiar w ludziach i spowodował minimalny opad radioaktywny. Byłoby to jednocześnie ostrzeżenie dla Ukrainy oraz jej partnerów, jak również demonstracja możliwości rosyjskich.
Opcja numer dwa – użycie broni jądrowej przeciwko ukraińskim celom wojskowym lub energetycznym. Taktyczna broń jądrowa ma mniejszy ładunek i lepszą celność, a tym samym mogłaby się sprawdzić na polu walki. Byłby to niewątpliwie precedens od kilkudziesięciu lat, jednak wątpliwe, by zatrzymało to ukraińską kontrofensywę.
Nawet gdyby użycie broni jądrowej stworzyło skażoną, niezamieszkałą ziemię niczyją, nie doprowadziłoby do wstrzymania ukraińskich działań – bo choć utrudniłoby to natarcia lądowe, to ataki z powietrza oraz użycie artylerii nadal byłyby kontynuowane.
Najbardziej niebezpieczna i eskalacyjna opcja – użycie broni jądrowej przeciwko ukraińskim celom cywilnym, w tym na obszarach w pobliżu granic państw NATO. Taki atak, bądź ataki, z pewnością wiązałyby się z reakcją zachodnich państw. Wątpliwe, by zdecydowały się one na odwetowe użycie broni jądrowej, jednak szansa na bezpośrednie zaangażowanie w konflikt znacząco by wtedy wzrosła.
A co potem? / Jaka będzie przyszłość?
Przyjmijmy najbardziej optymistyczny scenariusz – pomoc państw zachodnich jest nieustannie kontynuowana, a nawet zwiększana, Ukraina wygrywa wojnę, odzyskuje swoje tereny. Pojawia się wiele pytań. Czy Rosja zostanie rozliczona i pociągnięta do odpowiedzialności za wszystkie zbrodnie? Tego życzy sobie każdy, kto uważa, że za zbrodnie powinno się wymierzyć sprawiedliwość. Czy do Ukrainy powrócą wszyscy ci, którzy zostali nielegalnie wywiezieni do Rosji? Byłby to idealny scenariusz, jednak będzie on bardzo ciężki do zrealizowana ze względu na trudności w ustaleniu dokładniej, kto i gdzie został wywieziony. Szczególnie trudne, a czasem i niemożliwe może być to w przypadku małych dzieci.
Czy w Rosji dojdzie do przewrotu i zmiany władzy? Nikt tego teraz nie wie. Michaił Kasjanow, premier Federacji Rosyjskiej w latach 2000-2004, a obecnie opozycjonista, uważa, że wiosną bądź latem po przegranej wojnie, reżim Putina upadnie. A kto miałby wtedy przejąć władzę? Można jedyne snuć przypuszczenia. Kluczowe może być jednak to, jaka Rosja będzie po wojnie, a przede wszystkim to, czy nadal będzie stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa na świecie, w tym głównie w Europie.
Co z odbudową Ukrainy? Niektórzy prezentują stanowisko, że Ukraina, choć wygra wojnę, po krótkim czasie nastąpi powojenny upadek gospodarczy kraju. Wątpliwe jednak by tak się stało. Wiele państw zadeklarowało już gotowość wsparcia Ukraińców w procesie odbudowy. Planowany jest nowy „Plan Marshalla”. Podobne stanowiska prezentują także prywatni przedsiębiorcy. Przykładowo: nie tak dawno australijski miliarder Andrew Forrest ogłosił chęć inwestycji 740 milionów USD w sektor prywatny Ukrainy, aby ożywić jej powojenną gospodarkę.
Świat wciąż będzie uznawał, że jedyne legalne granice Ukrainy to te sprzed 2014 roku. W historii UE był już przypadek, że członkiem stał się kraj, który nie kontroluje całego swojego terytorium – Cypr. Jednak wynikało z tego wiele problemów i wątpliwe jest, by UE chciała po raz kolejny postąpić podobnie – tym bardziej, że mowa tutaj o kraju liczącym nie lekko ponad milion mieszkańców, a ok. 40 milionów ludzi. Stąd też tak istotny jest powrót Ukrainy do granic sprzed 2014 roku.
Czy Ukraina uzyska gwarancje bezpieczeństwa? Wszystko zależy jak potoczy się wojna i czy znajdą się ostatecznie państwa, które takie gwarancje będą gotowe udzielić i co najważniejsze – wypełniać. Czy Ukraina stanie się członkiem NATO? Wojna sprawia, że Siły Zbrojne Ukrainy w niemal błyskawicznym tempie przechodzą na natowski sprzęt. Do tego staną się jedynym wojskiem w Europie, które będzie posiadało realne doświadczenie prowadzenia wojny w XXI wieku. Dla NATO byłaby to wartość dodana. Ale… Właśnie, różne „ale” może paść ze strony wielu stolic.
Przyszłość ma to do siebie, że nie da się jej dokładnie przewidzieć. Można kreślić różne scenariusze, jednak i tak może potem stać się coś, co nie zostało uwzględnione, a będzie miało znaczący wpływ na rozwój sytuacji. Obecna wojna kiedyś się zakończy. Pytanie tylko kiedy i jak…
Foto: PAP
DOŁĄCZ DO GRONA NASZYCH DARCZYŃCÓW!
Z otrzymanych funduszy sfinansujemy powstanie kolejnych publikacji.
Możliwość wsparcia to bezpośrednia wpłata na konto Instytutu Nowej Europy:
95 2530 0008 2090 1053 7214 0001 tytułem: „darowizna na cele statutowe”.
Comments are closed.