Autorami komentarza są: dr Aleksander Olech i Stanisław Waszczykowski.
Od dziesięcioleci Rosja wykorzystywała swoją liczną armię do manifestowania potencjału militarnego, często przy pomocy przesadzonych doniesień medialnych. Obecnie Kremlowi kończą się jednak atuty, jakimi od zawsze były dominacja w sferze dezinformacji i zastraszanie przeciwników, że uderzenie się zbliża. Nastąpił kluczowy moment, w którym Władimir Putin albo zdecyduje się na ofensywę, albo kolejne ćwiczenia oraz ruchy wojsk na granicy sojuszników NATO będą traktowane jako standardowe rosyjskie działania, mające na celu straszyć Zachód.
Decydujący moment
Brak jednoznacznej i twardej retoryki Zachodu od początku eskalacji oraz ciągła próba modernizacji i szkolenia ukraińskich sił zbrojnych powoduje, że z punktu widzenia Federacji Rosyjskiej może to być najlepsza okazja do przeprowadzenia ponownej, bliżej nieokreślonej inwazji na Ukrainę. Kolejne tygodnie „w zawieszeniu” będą skutkowały prawdopodobnie nowymi dostawami oraz mobilizacją rezerw/obrony terytorialnej na Ukrainie. Będzie to podnosiło koszty rosyjskiej operacji, zarówno te związane z uzbrojeniem, jak i ludzkie. Daje to przesłanki do twierdzenia, szczególnie ze względów wojskowych, o przeprowadzeniu interwencji w najbliższym czasie.
Rosja przez ostatnie 30 lat bazuje na potędze strachu. Skoro udało się jej raz przestraszyć wszystkich, zaczęła stosować tę metodę regularnie. Za każdym razem, gdy Moskwa czegoś żąda, wskazuje na swój arsenał (dalekobieżne rakiety, pociski hipersoniczne, flotę). Nawet jeśli istnieje niewielkie prawdopodobieństwo jego wykorzystania, to rosną obawy i duże siły kierowane są na obronę przed potencjalnym atakiem ze wschodu. Prawdą jest, że przypadki Gruzji (2008 r.) oraz Ukrainy (2014 r.) dały Kremlowi ogromną przewagę mentalną. Żadne państwo NATO nie angażuje się we wsparcie Kijowa, aby odzyskać Donbas lub Krym. Jednakże wszyscy pozostają zgodni, że Rosja nie może posunąć się ani kroku dalej na zachód – nawet Niemcy w ramach swojej polityki dialogu, które blokują dostawy w ramach NATO. W związku z tym wsparcie dla Ukrainy będzie w przyszłości tylko rosnąć.
Kwestie szerszej inwazji, w tym zajęcia ukraińskiej stolicy, lub szerzej całego państwa są bardzo mało prawdopodobne
Odpowiedź NATO
Stany Zjednoczone i cały Sojusz Północnoatlantycki odrzuciły absurdalne rosyjskie propozycje rewizji układu sił w Europie, w tym zostawienie m.in. Ukrainy poza zasięgiem współpracy z NATO. Zachód stanowczo podkreślił, że nie ma wizji wspierania Ukrainy własnymi siłami i żołnierze NATO nie będą walczyli w Donbasie czy na Krymie, ze względu na to, że Ukraina nie jest członkiem Sojuszu. Jednocześnie, oprócz wsparcia dyplomatycznego, Zachód wysyła kolejne transporty z pomocą wojskową.
NATO udzieli wsparcia Ukrainie w postaci zwiększonego zaangażowania we wzmocnionej wysuniętej obecności. Dania wyśle F-16 na Litwę, Francja swoich żołnierzy do Rumunii, Holandia F-35 do Bułgarii, a Hiszpanie fregaty na Morze Czarne. Trzeba wspomnieć o pomocy w ostatnich dniach, w tym kilkudziesięciu transportach broni ze Stanów Zjednoczonych, wyrzutniach rakiet przeciwpancernych z Wielkiej Brytanii, wsparciu finansowym od Danii i Kanady, propozycji przekazania broni od Litwy, Łotwy, Estonii i Czech, gdzie Polska – w przypadku ataku – udzieli wszelkiej możliwej pomocy. Niemcy proponują zaś pomoc medyczną. Przy takim postrzeganiu konfliktu rodzi się pytanie, czy każdy, kto nie zaoferuje pomocy Ukrainie staje się automatycznie sojusznikiem Rosji?
Rosyjska potęga vs Ukraińska duma
Wydaje się, że Władimir Putin ma niewielkie pole do manewru – a nawet kompromisu – i powoli stawia Rosję w sytuacji, w której nie będzie mogła się cofnąć. Jednak rzeczywistość może być inna. Ceny energii są wysokie, w tle pojawia się sojusz Moskwa – Pekin, a najsilniejsze kraje NATO nie zaangażują się stricte militarnie na Ukrainie. Kolejne ultimatum zostało odrzucone, a rozmowy w Genewie okazały się fiaskiem. Jest to czas na uderzenie oraz manifestację siły, pytanie tylko jakiego rodzaju. Konflikt trwa blisko 8 lat i Kreml może zdecydować, czy pełnowymiarowa wojna da Rosji przewagę i będzie można dalej wymagać od państw NATO, aby nie ingerowały, czy tym razem posunął się za daleko, przeprowadzi pokazowe ćwiczenia z Białorusią i całkowicie odpuści. Testując w ten sposób kolejny raz swoje możliwości i próbując ośmieszyć państwa Zachodu ich przesadnymi reakcjami.
Ukraińcy, co dumnie manifestują, nie boją się otwartej wojny. Pomimo świadomości o przytłaczającej sile przeciwnika oraz posiadanym wysokorozwiniętym uzbrojeniu, deklarują gotowość do obrony ojczyny. Jednocześnie Stany Zjednoczone dawno nie były tak słabe, a prezydent Biden jest postrzegany jako bardzo powolny w swoich reakcjach. Ponadto jego kolejne wypowiedzi, choćby sugerujące niewielką inwazję Rosji we wschodniej Ukrainie, świadczą o braku recepty na rywalizację z Władimirem Putinem. Oprócz tego, ani Paryż, ani tym bardziej Berlin, nie chcą podążać śladem USA i odpuszczają konflikt z Moskwą. Co prawda padają sformułowania o „niezaognianiu” i „nieeskalowaniu” starć poprzez dołączanie się kolejnych państw, ale z drugiej strony, Wielka Brytania (atomowe mocarstwo) już się zaangażowała.
Od tej sytuacji nie ma ucieczki i prędzej czy później Ukraina będzie musiała walczyć. Suwerenność wymaga poświęceń. Nawet jeśli zrezygnowano z militarnej próby odzyskania Donbasu i Krymu na rzecz mało efektywnych pokojowych starań, jeśli tylko Rosjanie ruszą o krok na zachód, wojna się rozpocznie. Ukraina odpowie ogniem. Rodzi się pytanie, czy odpowiadać będzie sama, a nawet jeśli tak, to przynajmniej ze sprzętem otrzymanym od sojuszników, który pozwoli jej na przyzwoitą rywalizację z Rosją.
Do inwazji nie dojdzie
Kwestie szerszej inwazji, w tym zajęcia ukraińskiej stolicy, lub szerzej całego państwa są bardzo mało prawdopodobne. Atak na większą skalę może rodzić obawy Rosji o możliwość zastosowania z jednej strony sankcji, które w końcu mogą rzeczywiście dotknąć Moskwę, a z drugiej strony przyśpieszenia i zwiększenia obecności Amerykanów na wschodniej flance NATO, czy szerzej sił sojuszniczych (w tym również systemów i uzbrojenia). Wysokie prawdopodobieństwo ataku może być umiejętnie tworzoną dezinformacją, którą Federacja Rosyjska testuje i udoskonala od dłuższego czasu. Realny jest scenariusz, w którym Rosja wkroczy na Ukrainę, ale na pewno nie zdecyduje się na pełnowymiarowy konflikt. Może przesunąć część swoich wojsk (lub separatystów) bliżej Kijowa, ale nie dojdzie do zajęcia całego kraju. Tysiące międzynarodowych korporacji (wiele amerykańskich, brytyjskich, francuskich, a także niemieckich) ma swoje interesy w Europie Wschodniej, w tym w Rosji i na Ukrainie. Ryzyko utraty wielomiliardowych kontraktów, zatrzymanie produkcji oraz brak spłat kredytów, są wystarczającymi przyczynami do powstrzymania Kremla przed inwazją. Sektor prywatny dominuje również w przemyśle zbrojeniowym, a interesy wielu największych korporacji globalnie się przenikają. Na ten moment nie jest możliwe, aby cała Ukraina pogrążyła się w wojnie, gdyż choćby z finansowego punktu widzenia, nie będzie się to opłacać. Rosja musi pokazywać swoją siłę i straszyć. Świetnie jej to wychodzi i nawet jeśli dojdzie do eskalacji, to raczej niewielkiej – głównie przy granicy, która zostanie (niestety) prawdopodobnie zaakceptowana przez NATO.

JEŻELI DOCENIASZ NASZĄ PRACĘ, DOŁĄCZ DO GRONA NASZYCH DARCZYŃCÓW!
Z otrzymanych funduszy sfinansujemy powstanie kolejnych publikacji.
Możliwość wsparcia to bezpośrednia wpłata na konto Instytutu Nowej Europy:
95 2530 0008 2090 1053 7214 0001 tytułem: „darowizna na cele statutowe”.
Comments are closed.