Wojna w sąsiednim dla Polski państwie, Ukrainie, wzbudza wiele emocji nie tylko ze względu na realne zagrożenie dla nas, Polaków, członków Unii Europejskiej oraz NATO. Oprócz zmagań militarnych nie sposób nie zauważyć starcia dwóch dychotomicznych kultur – kultury Zachodu, dla której życie ludzkie stanowi najwyższą wartość, prawnie i społecznie chronioną, oraz kultury Wschodu, reprezentowanego przez Federację Rosyjską, gdzie jednostka jest jedynie częścią społeczeństwa, a społeczeństwo to, jako naród, ma obowiązek realizacji polityki siły, nawet – lub przede wszystkim – kosztem owych jednostek.
Takie rozumienie wojny w Ukrainie przychodzi trudno, zwłaszcza państwom zachodniej Europy oraz Stanów Zjednoczonych. W swojej pracy jako doradca prawny (ang. legal advisor) w różnych instytucjach wojskowych, przede wszystkim NATO, od początku agresji Rosji na Ukrainę 24 lutego br., autorka zmaga się ze stawianymi oczekiwaniami postępowania wojska rosyjskiego zgodnie z regułami humanitarnymi i zasadami współżycia prawnomiędzynarodowego. Wszestkie „zdehumanizowane” akcje najeźdźcy przyjmowane są jednak z niedowierzaniem, zaprzeczeniem i wyczekiwaniem na sprostowania. Będąc na kursie wojskowym w Helsinkach, właśnie pod koniec lutego, autorka wyraziła prawną opinię, że należy oczekiwać umyślnego celowania rosyjskich sił zbrojnych do cywili oraz obiektów niemilitarnych, co jest wszak największą zbrodnią w świetle Międzynarodowego prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych[1]. Na odpowiedź ze strony skandynawskich kolegów nie trzeba było długo czekać: „Przecież collateral damages [szkody uboczne] występują zawsze w konfliktach zbrojnych, ale to nie oznacza, że Rosjanie będę specjalnie celować w ludność cywilną”.
Także na początku kwietnia autorka odbywała wizytę studyjną w Paryżu, gdzie odbyła spotkania z francuskimi funkcjonariuszami. Tutaj podobnie odbiór wojny był zgoła inny niż ten panujący w Europie Środkowowschodniej. Inny, tzn. zaprzeczający, aby wojska rosyjskie mogły planować i wykonywać akcje przedstawiane przez niektóre media. Również podczas wieczornej debaty telewizyjnej w jednej z największych francuskich rozgłośni prowadzący oraz zaproszeni eksperci wypowiadali się bardzo krytycznie względem Prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, jakoby bezpodstawnie atakował on naród rosyjski, oskarżając o zbrodnie wojenne.
Porównanie zbrodni wojennych, jakie obserwujemy podczas wojny w Ukrainie, do dawnych zbrodni radzieckich ma wiele podstaw
Należy zatem zadać pytanie „dlaczego”? – ulubioną metodę badawczą autorki, którą poleca studentom cywilnym i wojskowym, by ci dążyli do prawdziwych przyczyn relacji prawnomiędzynarodowych. A zatem dlaczego Zachód od początku łudził się, co do przebiegu wojny w Ukrainie, co do działań żołnierzy rosyjskich na terytorium ukraińskim, co do nasilających się ataków na cywili, grabieży mienia, dokonywania gwałtów na kobietach, dzieciach, a nawet noworodkach, stosowania tortur, okaleczeń i znęcania się psychicznego używając najbardziej pierwotnego uczucia – strachu? W tym miejscu należy przywołać słowa pochodzącego z Rosji politologa, który zrzekł się rosyjskiego obywatelstwa. Sergej Sumlenny, w swoim tweecie z dnia 5 kwietnia br. stwierdził: „Jestem byłym Rosjaninem. I znam Ukrainę oraz historię jej stosunków z Rosją. Dlatego też, będąc totalnie wściekłym na masakrę w Buczy i inne okrucieństwa – nie jestem ani trochę zdziwiony, ani zszokowany. Ani przez chwilę. Jeśli jesteście – wasza wiedza o Rosji była bardzo znikoma”.
Należy stwierdzić, iż czyny rosyjskiego wojska przypominają działania Armii Czerwonej. Metody, środki, brak dyscypliny, niskie (zerowe?) morale, brak wiedzy żołnierzy, a często i oficerów o prowadzonych działaniach, ścisłe wertykalne dowództwo niedające swobody na inicjatywy oddolne, i wreszcie przyzwolenie na łamanie prawa międzynarodowego, którego normy nijak nie są legitymizowane przez społeczeństwo, w tym kręgi wojskowe. Autorka pragnie w tym miejscu nie przywołać własne obserwacje z wizyt w Rosji i Ukrainie, tak prywatnych jak i służbowych. Autorka wielokrotnie słyszała z ust Rosjan stwierdzenia, jakoby Ukraińcy byli bydłem. Traktowanie innych nacji, zwłaszcza Słowian, w tym Polaków, jako narodów gorszych, a nawet „niedorozwiniętych” [znowu cytat] jest głęboko zakorzenione w systemie postrzegania Rosjan. Z ust niektórych zachodnich polityków czy dziennikarzy słyszymy, że ta wojna, to wojna Putin. Otóż nie. Ta wojna to starcie cywilizacji Zachodu i Wschodu, styk kultury prawnej chroniącej ludzką godność i wolność z kulturą siły, w której jednostka nie ma żadnych praw, gdyż jej obowiązkiem jest tworzyć i chronić mocne państwo.
Czym jest zatem kultura prawna? Zdaniem nieżyjącego już polskiego badacza, socjologa prawa i moralności Adama Podgóreckiego, pod pojęciem „kultury prawnej” należy rozumieć ogół nawyków oraz wartości związanych z akceptacją, oceną, krytyką, a wreszcie także i realizacją obowiązującego prawa, toteż również rzeczywistą gotowością do podporządkowania się jego normom[2]. O ile w kulturze Zachodu (tzw. kulturze łacińskiej) społeczeństwo poddaje się nakazom prawnym, wierząc, iż owe przepisy są po to, by je chronić, to już w interpretacji relacji prawo-społeczeństwo w kulturach wschodnich (Chiny, Japonia), ale także reżimach (Syria, Wenezuela, Korea Północna), obywatel jest zaledwie elementem społeczeństwa, bezwzględnie jemu poddanym, a jego dobro jest mniej ważne niż dobro ogółu.
Rosja śmieje się z prawa międzynarodowego, umiejętnie stosując uniki formalne i merytoryczne przed możliwą odpowiedzialnością karnomiędzynarodową
Porównanie zbrodni wojennych, jakie obserwujemy podczas wojny w Ukrainie, do dawnych zbrodni radzieckich ma wiele podstaw. Zbiorowe gwałty, niszczenie i grabież mienia, umyślne celowanie w obiekty prawnie chronione (m.in. szpitale czy miejsca kultury, gdzie Ukraińcy wyraźnie zaznaczali obecność cywilów i dzieci, zgodnie z prawnomiędzynarodową zasadą działania w dobrej wierze, a co posłużyło jako drogowskaz do nakierowania pocisków przez Rosjan) przywołują wspomnienia z procesu „wyswobadzania” Polski i innych państw od nazistowskich najeźdźców. Taka terminologia stosowana była i jest przez Rosjan, natomiast nigdy przez byłe republiki radzieckie, ani państwa satelickie, jakimi była chociażby Polska. To, co robi Rosja jest wreszcie sygnałem dla innych reżimów, które codziennie łamią prawa człowieka względem własnych obywateli, przeciwników politycznych. Te wszystkie niedemokratyczne państwa bacznie obserwują, na ile Rosja może sobie pozwolić podczas tej wojny, tak szczegółowo komentowanej w mediach. Co ciekawe, wcześniejsze wojny, jak chociażby wojna w Czeczenii, gdzie Rosjanie wymordowali ponad 300 000 cywili, nie przyczyniły się do nałożenia sankcji na Rosję, zerwania z nią stosunków ekonomicznych, czy prób osiągnięcia sprawiedliwości międzynarodowej poprzez ustanowienie sądu karnego.
Jako prawnik międzynarodowy autorka jest świadoma ogromnych luk w prawie, jak również współzależności finansowych, że państwa, myśląc o własnym raison d’état, a nie ukraińskim, nie chcą stawiać kropki nad „i”, nakładając pełną gamę sankcji. Myślenie o interesie własnego narodu nakierunkowane jest na przyszłość, na sytuację po wojnie. Starcie wojsk rosyjskich i ukraińskich trwa, tak jak i przymusowe wywożenie ludności. To, czego dopuszczają się rosyjscy żołnierze, na co przyzwalają oficerowie i dowództwo, pokazuje ich poczucie bezkarności, tak narodowej, jak i międzynarodowej. Będą oni kontynuować gwałty, grabieże i tortury, ponieważ nie mają poczucia, że spotka ich za to odpowiedzialność prawna, polityczna czy dyscyplinarna.
Jak autorka napisała w poprzednim artykule, nie znajduje ona prawnej podstawy ani woli politycznej postawienia winnych zbrodni wojennych w Ukrainie przed międzynarodowym trybunałem. Z pełną powagą choć i poczuciem żalu może powiedzieć, że Rosja śmieje się z prawa międzynarodowego, umiejętnie stosując uniki formalne i merytoryczne przed możliwą odpowiedzialnością karnomiędzynarodową, co wypełnia znamiona wciąż niedocenianej przez specjalistów wojskowych lawfare – walki z wykorzystaniem przepisów prawnych – w tym przypadku Międzynarodowego prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych – do osiągnięcia własnych celów militarnych, politycznych, ekonomicznych.
Co musiałoby się stać na arenie międzynarodowej, aby możliwe było uzyskanie sprawiedliwości międzynarodowej, i żeby ustrzec się przed przyszłą agresją i niczym niesprowokowanym użyciem siły zbrojnej jednego suwerennego państwa na drugie? W felietonie „Zbrodnia i kara w Wielki Piątek. Wojna w Ukrainie znów odsłoni międzynarodową niesprawiedliwość” dla 300Gospodarka redaktor Katarzyna Mokrzycka cytuje uwagi autorki: „Aby to dziś zmienić potrzebna by była zmiana Karty Narodów Zjednoczonych, czyli przebudowanie całych struktur prawnych. Musiałoby dojść do likwidacji grupy pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, tzw. wielkiej piątki. […] Już sam pomysł, że pięć krajów wie lepiej, co jest dla innych dobre to założenie czysto kolonialne. Nie sądzę jednak, żeby przy próbie tak radykalnych zmian Rosja pozostała bierna i potulnie czekała aż zostanie wykluczona. W ONZ są 193 państwa. Bardzo teoretycznie: nawet gdyby większość z nich zdecydowała się na totalną zmianę Karty, to nie wyobrażam sobie, by Chiny, Syria czy Wenezuela – sojusznicy Rosji – stanęły przeciwko niej”.
[1] Taka nazwa obowiązuje od konferencji Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w 1997 r. Jednakże autorka woli posługiwać się określeniem „prawo konfliktów zbrojnych”, co według niej bardziej oddaje zakres tejże gałęzi prawa międzynarodowego.
[2] A. Podgórecki, Prestiż prawa, Warszawa 1966.
JEŻELI DOCENIASZ NASZĄ PRACĘ, DOŁĄCZ DO GRONA NASZYCH DARCZYŃCÓW!
Z otrzymanych funduszy sfinansujemy powstanie kolejnych publikacji.
Możliwość wsparcia to bezpośrednia wpłata na konto Instytutu Nowej Europy:
95 2530 0008 2090 1053 7214 0001 tytułem: „darowizna na cele statutowe”.
Comments are closed.