Narastająca groźba rosyjskiej inwazji na Ukrainę wzmogła wysiłki wojskowe i dyplomatyczne wśród państw, które optują za zdecydowanym oporem wobec agresywnych rosyjskich działań w regionie. Trwają nieustanne rozmowy dyplomatów zachodnich, prowadzone w różnych formatach i przynoszące określone efekty (w tym dozbrajanie ukraińskich sił zbrojnych głównie przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię w różne rodzaje broni tak, by odstraszyć Rosję od realizacji planów inwazji lub przynajmniej podwyższyć jej koszty dla Rosji). Jednym z nich jest ogłoszony ostatnio „trójkąt” brytyjsko-polsko-ukraiński. Zapowiedź jego powstania wywołała sporo kontrowersji, szczególnie wśród polskich komentatorów politycznych.
Czy są one uzasadnione? Otóż nie. Ten format współpracy istnieje od 2017 r., a obecnie został podniesiony do rangi premierów. Obecnie inicjatywa ta, jak podkreślają jej autorzy, ma przede wszystkim na celu udzielenie konkretnej pomocy Ukrainie, która z oczywistych powodów szuka wsparcia wśród sojuszników z Zachodu. Jako państwo pozostające poza NATO, Ukraina nie może liczyć na uruchomienie tych wszystkich mechanizmów, jakie są przewidziane w przypadku ataku na terytorium traktatowe Sojuszu (art. 5, pomoc wojskowa). Jak podkreślał wielokrotnie sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg, ewentualna inwazja na Ukrainę spotka się ze zdecydowaną reakcją NATO, choć oznacza to głównie poważne wzmocnienie wschodniej flanki Sojuszu (odpowiednie decyzje już zostały podjęte), nie oznacza zaś wejścia wojsk Sojuszu na terytorium Ukrainy, by bezpośrednio wspomóc ukraińską armię w ewentualnych starciach z Rosjanami. Stąd poszukiwanie formuły, którą od dawna określa się jako „coalition of willing” (koalicja chętnych).
Nie jest prawdą, by trójstronna współpraca państw w jakikolwiek sposób zagrażała spójności NATO czy budowała jakąkolwiek opcję alternatywnego „sojuszu”
Wciąż nie oznacza to, że państwa takie jak Polska czy Wielka Brytania zadeklarują chęć wysłania wojsk do ewentualnych bezpośrednich starć wojskowych (szefowa brytyjskiej dyplomacji Liz Truss podkreśliła nawet, że perspektywa bezpośredniego zaangażowania wojsk brytyjskich jest mało prawdopodobna), formuła ta pozwala jednak na dynamiczne reagowanie na zagrożenia bez uruchamiania skomplikowanych procedur natowskich, zwłaszcza że można przypuszczać, że presja na pewne decyzje (szczególnie na dozbrajanie Ukrainy) doprowadziłaby do poważnego kryzysu politycznego w Sojuszu, co w obecnej sytuacji nie byłoby pożądane. Nie ulega wątpliwości, że każdorazowe poszukiwanie najmniejszego wspólnego mianownika w organizacji, w której każde z państw ma równy głos, może ograniczać pewne inicjatywy, co w obliczu narastającej presji rosyjskiej jest zwyczajną stratą cennego czasu.
Czego zatem można spodziewać się po trójstronnej inicjatywie? Bez wątpienia państwa te pozostaną w stałym kontakcie, tworząc swego rodzaju gorącą linię pomiędzy rządami. Wiemy już, że Wielka Brytania i Polska zasilą również Ukrainę w różnego rodzaju broń. Można również spodziewać się bieżącego doradztwa, wymiany danych wywiadowczych, wspólnych szkoleń i oceny sytuacji. Warto pamiętać, że przyjęta formuła „przeciwdziałania rosyjskiemu zagrożeniu” będzie dużo szersza niż wsparcie w sferze wojskowej. Wielka Brytania już zapowiedziała szeroki pakiet sankcji uderzających w rosyjskie elity finansowe. Premier Morawiecki zapewniał zaś o pomocy w uzupełnianiu zasobów gazu, pomocy ekonomicznej i humanitarnej (pierwsze kontyngenty już wyruszyły z terytorium Polski).
Nie jest wykluczone, że w szerszych kręgach dyplomatycznych obydwa kraje podejmą jeszcze intensywniejsze wysiłki by wywrzeć presję na Niemcy
Bez wątpienia jednym z ważnych kierunków działań będzie zwalczanie rosyjskiej dezinformacji, która jest poważnym narzędziem destabilizacji w rękach rosyjskiego rządu oraz współpraca w zwalczaniu zagrożeń w cyberprzestrzeni. Jeśli sytuacja na Ukrainie zaostrzy się i faktycznie okaże się, że Rosja traktuje walki na terytorium Ukrainy jako swoiste proxy-war z Sojuszem, zakres działań na pewno zostanie rozszerzony. Nie jest wykluczone, że w szerszych kręgach dyplomatycznych obydwa kraje podejmą jeszcze intensywniejsze wysiłki by wywrzeć presję na Niemcy, by zdecydowały się jednak na zablokowanie projektu Nord Stream 2.
Zapowiadane inicjatywy stanowią bez wątpienia wyraz koniecznej dziś (mimo wielu problemów w stosunkach dwustronnych) politycznej solidarności z Ukrainą, której integralność terytorialna jest poważnie zagrożona. Nie jest wykluczone, że wkrótce dołączą do tego formatu inne kraje identyfikujące się bardziej ze zdecydowaną opcją proatlantycką (Norwegia, Dania) niż z zachowawczym i ostrożnym nurtem europejskim, reprezentowanym przede wszystkim przez Niemcy. Samej inicjatywie na pewno będą sprzyjać Stany Zjednoczone, poważnie zaangażowane na Ukrainie. Nie jest natomiast prawdą, by trójstronna współpraca państw w jakikolwiek sposób zagrażała spójności NATO czy budowała jakąkolwiek opcję alternatywnego „sojuszu”. Państwa NATO współpracują wojskowo w różnych formatach (Grupa Wyszehradzka, B9) i nie tylko nie budzi to istotnych kontrowersji politycznych, ale jest traktowane jako istotne wzmocnienie konkretnych regionów z korzyścią dla całego Sojuszu.
JEŻELI DOCENIASZ NASZĄ PRACĘ, DOŁĄCZ DO GRONA NASZYCH DARCZYŃCÓW!
Z otrzymanych funduszy sfinansujemy powstanie kolejnych publikacji.
Możliwość wsparcia to bezpośrednia wpłata na konto Instytutu Nowej Europy:
95 2530 0008 2090 1053 7214 0001 tytułem: „darowizna na cele statutowe”.
Comments are closed.