Michał Steć pisze, jakie rozwiązania konfliktu na Ukrainie są pożądane przez europejskie elity
Zamieszanie wokół czołgów Leopard, którego niedawno byliśmy świadkami, każe nam poważnie zastanowić się, jak będzie wyglądało bezpieczeństwo w Europie w przypadku zakończenia wojny na Ukrainie. Łapanie się prawą ręką za lewe ucho przez kanclerza Scholza i kluczenie w sprawie dostaw uzbrojenia przypięły Niemcom łatkę niewiarygodnego partnera. Po wojnie na Ukrainie, Europa będzie budować swoje bezpieczeństwo na nowo.
Nie powinno się dzielić skóry na niedźwiedziu, który wciąż mocno trzyma się na nogach. Choć wielu ekspertów i analityków wieszczy rosyjskiemu imperium upadek, dla nas najważniejszą kwestią w kontekście skutków zakończenia wojny na Ukrainie powinien być kształt wynegocjowanego zakończenia konfliktu, zabezpieczający w jak największym stopniu żywotne interesy bezpieczeństwa Ukrainy i zapobiegający dalszym eskalacjom przemocy. Ta kwestia leży jednak przede wszystkim w gestii samych Ukraińców i wydarzeń na polu walki. My natomiast – z perspektywy europejskiej i transatlantyckiej – powinniśmy zastanowić się, jak będzie wyglądał porządek bezpieczeństwa w Europie. Szczególnie, że największa europejska gospodarka – Niemcy – nie jawi się tutaj jako wiarygodny partner.
Kanclerz Scholz tańczy połamańca
Sprawa dostarczenia czołgów Leopard przez wiele dni rozgrzewała opinię publiczną do czerwoności. Od kiedy Olaf Scholz mówił 27 lutego 2022 r. w Bundestagu o “Zeitenwende” (punkcie zwrotnym) w kontekście relacji z Rosją i przewrocie postzimnowojennego porządku bezpieczeństwa w Europie minął ponad rok. W tym czasie Niemcy dały się poznać jako jeden z największych hamulcowych europejskiej koalicji w kwestii dostaw uzbrojenia na Ukrainę. Co nie zmienia faktu, że w przeciwieństwie do Węgier, Berlin ostatecznie przekazywał uzbrojenie. Asekuranckie podejście niemieckich polityków do kwestii dostaw uzbrojenia wywołało wiele zgrzytów w relacjach z sojusznikami. Nawet dosyć zgrany do tej pory tandem niemiecko-francuski wydaje się zacinać, o czym niedawno dla portalu wpolityce.pl pisał Marek Budzisz.
Autor wspomniał o samolubnych, niekonsultowanych z Paryżem decyzjach rządu Scholza, jak ta o udzieleniu gigantycznego (wartego 200 mld euro) pakietu pomocy publicznej niemieckim firmom w związku z wysokimi cenami energii. Według źródeł, na które powołuje się Budzisz, Scholz nawet nie poinformował Francuzów o tym, co zamierza przeforsować w Bundestagu. Przy dzisiejszych napiętych stosunkach Berlina z Warszawą, Paryż wysyła pewne sygnały o nawiązywaniu współpracy z Polakami – zawarto m.in. umowę o dostarczeniu Polakom satelitów francuskiej produkcji czy wspólnych przedsięwzięciach przy odbudowie Ukrainy. To wszystko wydaje się jednak bieżącą rozgrywką polityczną, będącą jednym z przejawów rozbieżności w interesach dwóch europejskich mocarstw. Pod kątem przyszłej sytuacji bezpieczeństwa w Europie ważniejsze są natomiast możliwe scenariusze zakończenia wojny na Ukrainie, również te najbardziej pożądane przez niemiecko-francuski tandem.
Gwarancje dla Rosji i neutralizacja
Biorąc pod lupę podejście Niemiec do perspektyw rozwiązania konfliktu, wydaje się, że zrobią one bardzo wiele, by jak najszybciej zakończyć działania wojenne na Ukrainie. Bynajmniej nie dlatego, że zależy im na jak najszybszym powstrzymaniu rozlewu krwi, lecz po to, aby otworzyć perspektywę normalizacji stosunków z Rosją i słynnego business as usual. I tak jak kwestia dostaw Leopardów cieszyła się poparciem zarówno Zielonych, jak i FDP (części koalicji rządzącej), to przeciwko była przede wszystkim partia SPD i Urząd Kanclerski. Także opozycyjne CDU poparło przekazanie czołgów Ukrainie, a w końcu w lutym tego roku zapadła decyzja o przekazaniu 18 czołgów typu Leopard.
To SPD pod wodzą Scholza utrwaliło stare nawyki niemieckiej Ostpolitik w stosunku do Rosji i znajduje się pod presją niemieckiego przemysłu, dla którego Rosja pozostawała istotnym rynkiem zbytu. Zieloni i FDP wyrosły zaś na innym gruncie ideowym, według którego należy pomagać napadniętemu państwu, a nie agresorowi.
W Niemczech zatem ta kwestia cieszy się de facto konsensusem ponad podziałami politycznymi, a hamulcowym są socjaldemokraci spod znaku SPD. Według Justyny Gotkowskiej i Lidii Gibadło z Ośrodka Studiów Wschodnich, Niemcy chcą jak najszybszego zakończenia wojny i rozmów z Rosją. Dodajmy, że w to wchodzą również koncesje terytorialne i zrezygnowanie z dążeń do akcesji Ukrainy do NATO. Dlatego też niemiecki Urząd Kanclerski i SPD stawały okoniem przeciwko przekazywaniu czołgów Ukrainie, bo według ich myślenia przyczyni się to do podniesienia możliwości Ukraińców do odpierania ataków i dalszego przedłużania konfliktu. Zatem, jak wskazuje ekspert Centrum Analiz KJ Marcin Kędzierski, wraz z każdym przekazanym czołgiem perspektywa neutralizacji Ukrainy i rozmów pokojowych maleje.
W podobnym kluczu można interpretować podejście Francji. Emmanuel Macron stwierdził w rozmowie z agencją Reuters, że aby Rosja zasiadła do stołu negocjacyjnego, Zachód musi rozważyć pewne gwarancje bezpieczeństwa dla niej. W swojej wypowiedzi Macron podkreślał lansowany przez Rosję pogląd, że gwarancje są potrzebne, ponieważ Rosja czuje się żywotnie zagrożona rozszerzaniem NATO na byłe republiki radzieckie i nie chce pod swoimi granicami rozmieszczonej broni sojuszu. Na łamach Teologii Politycznej Jan Rokita punktuje, że Macron mówi o gwarancjach dla Rosji swobodnie, ponieważ na Zachodzie tego typu rozumowanie jest standardem i niczym kontrowersyjnym. W tym sensie pokój ma mieć sens wtedy, gdy będzie wiązał się z gwarancjami dla Rosji, neutralnością Ukrainy i ustępstwami terytorialnymi. Należy jednak poczynić tu ważne zastrzeżenie. Prezydent Francji słynie z wielu wypowiedzi – jak choćby “śmierć mózgowa NATO” czy snucie wizji o strategicznej autonomii Europy – które następnie tłumaczone są za pomocą zawiłych konstrukcji słownych, a w praktyce okazują się nie znaczyć zbyt wiele.
Leopardy i Leclercki
W kwestii ostatnich kontrowersji wokół dostaw Leopardów, Francuzi wykazali jednak dużą determinację, przekazując własne bojowe wozy piechoty i zapowiadając przekazanie własnych czołgów. Według informacji medialnych, wozy te już są używane na polu walki. Na początku Paryż wskazywał, że przekaże swoje czołgi Leclerc tym państwom, które przekażą Ukrainie posiadane Leopardy. Dopiero gdy presja na Niemcy wzrosła, Francja zdanie zmieniła i przyłączyła się do koalicji chętnych w sprawie Leopardów.
Nad Sekwaną dokonał się zatem pewien istotny proces wskazujący, że zaufanie do Berlina zmniejsza się – Francuzi, po początkowym etapie kluczenia w tej sprawie, aktywnie naciskali na Niemcy w kwestii przekazania czołgów. O ile we francusko-niemieckim tandemie wystąpiły na tym tle poważne tarcia, a jak wskazują Sebastian Płóciennik i Lidia Gibadło na łamach Ośrodka Studiów Wschodnich – Emmanuel Macron stara się wykorzystać sytuację do lewarowania swojej politycznej pozycji jako europejskiego lidera w sprawach bezpieczeństwa kosztem Niemiec, to polityka wobec wojny na Ukrainie pozostaje silnym spoiwem francusko-niemieckiego sojuszu. W końcu początkowe podejście Francji i Niemiec wiele się nie różniło – Paryż wyczuł jednak odpowiedni moment na zmianę taktyki w tej sprawie.
Kwestią, która znacząco odróżnia politycznie Francję od Niemiec jest bezpieczeństwo. Francuzów cechują większa pewność siebie i przekonanie o sprawczości. Gdy Niemcy bardzo niepewnie spoglądają na front ukraiński i robią wszystko, by nie drażnić Rosji, Francja ustami Macrona groziła Rosji atomowym odwetem, gdyby zdecydowała się ona użyć tej broni przeciwko ukraińskiemu wojsku.
Militaryzm jest głęboko zakorzeniony we francuskiej tradycji – Francuzi nawet w czasie kryzysu strefy euro w 2008 roku i podczas pandemii nie cięli wydatków budżetowych na armię, ponadto są oni istotną siłą na arenie międzynarodowej (szczególnie w Afryce) i poważnym producentem uzbrojenia. Paryż nie miał także problemu z wypełnieniem natowskiego wymogu przeznaczania 2% PKB na armię, w przeciwieństwie do wielu państw “starej” Europy, korzystających nadmiernie z dywidendy pokoju. Politycy nad Sekwaną wydają się być bardziej wyczuleni na tle bezpieczeństwa, stąd szybka adaptacja do większości sojuszników w NATO i przekierowanie polityki na antyrosyjskie tory.
Odmienne wizje
Na przeciwstawnym biegunie rysują się natomiast oczekiwania Polski, ale także państw bałtyckich, Europy Środkowo-Wschodniej (z haniebnym wyjątkiem Węgier) i, co ważniejsze, Stanów Zjednoczonych. Nie dziwi to, ze względu na odmienne uwarunkowania geograficzne i polityczne panujące w regionie. Państwa wschodniej flanki NATO, z których część po II wojnie światowej znajdowała się pod okupacją Związku Sowieckiego, odczuwają w związku z wojną realne zagrożenie, że w razie zwycięstwa Rosji na Ukrainie dalsza ekspansja mogłaby być skierowana w kierunku rosyjskiej “bliskiej zagranicy”. Nie bez znaczenia były tutaj znaczące uzależnienie od Rosji w kwestiach energii i liczne rosyjskie mniejszości etniczne, zamieszkujące w szczególności państwa bałtyckie.
Państwa te, na czele z Polską, mają zatem odmienną wizję tego, czym powinna się zakończyć wojna. Będą one grać na ostateczne zwycięstwo Ukrainy i odbicie przez Kijów utraconych terytoriów włącznie z Krymem i Donbasem. W dalszej perspektywie korzystne byłoby także wprzęgnięcie Ukrainy do struktur euroatlantyckich – NATO i Unii Europejskiej, co podniosłoby polityczno-militarne znaczenie tego regionu w kontrze do “starej” Europy.
Ze strony tych państw można się spodziewać nieustających dostaw uzbrojenia i lobbingu na europejskich salonach w kwestii przyszłości Ukrainy i kształtu przyszłego traktatu kończącego działania wojenne. Pomiędzy wschodem a zachodem Unii Europejskiej wizje rozwiązania konfliktu wyglądają zupełnie inaczej i w tej sprawie – jak przy dostawie niemieckich Leopardów na Ukrainę – można spodziewać się dalszych tarć.
Wujek Sam wciąż tu jest
Rola Stanów Zjednoczonych wobec sprzecznych interesów państw unijnych może okazać się przeważająca – w końcu to wciąż największe militarne mocarstwo globu, które rozpościera nad Europą parasol bezpieczeństwa. Postawa USA jest tutaj zdecydowanie bliższa podejściu wschodniej flanki NATO, jednak z zupełnie innego powodu. Stany Zjednoczone na konflikt na Ukrainie patrzą przez pryzmat większej rywalizacji mocarstw w skali globalnej. Choć Rosja w ostatnich latach słabnie i wątpliwe jest, aby w przyszłości była w stanie rzucić wyzwanie USA, to pełni ona wciąż ważną rolę w europejskim układzie sił, zagrażając sojusznikom Stanów Zjednoczonych z NATO z jednej strony, a z drugiej pełniąc rolę junior partnera Chin, zapewniając tanie surowce i polityczne wsparcie na arenie międzynarodowej.
Amerykańskie zaangażowanie w pomoc Ukrainie jest tak silne, ponieważ wojna jest – jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – doskonałą okazją na wykrwawienie i maksymalne osłabienie Rosji, tak aby nie miała ona sił i środków, by rzucać wyzwania Stanom Zjednoczonym w skali globalnej. I tak z każdym dostarczonym czołgiem, amunicją i działami artyleryjskimi, USA rękoma Ukraińców chcą Rosję osłabić i uczynić ją niezdolną do szkodzenia interesom amerykańskim na świecie. To stawia USA w pozycji rozgrywającego tego konfliktu i scenariusz jego zakończenia, który będą forsować Amerykanie, będzie miał na celu jak największe ustępstwa ze strony Rosji i wsparcie dla prozachodnich aspiracji Ukrainy – to się po prostu Waszyngtonowi opłaca w większej rywalizacji z antyzachodnim blokiem państw autorytarnych skupionych wokół Chin.
Świat się zmienia
Z powyższej analizy sposobów podejścia państw do zakończenia konfliktu na Ukrainie płyną dwa najważniejsze wnioski. Pierwszym jest faktyczne rozchodzenie się interesów Polski i państw regionu Europy Środkowo-Wschodniej z Niemcami. Kontrowersje związane z dostawą Leopardów na Ukrainę poważnie nadszarpnęły stosunki państw wschodniej flanki NATO z Berlinem. Chociaż jest to proces rozłożony w czasie, możemy uznać sprawę przekazania Leopardów za apogeum braku wewnętrznej sterowności niemieckiego państwa i rozkładu jego wiarygodności na zewnątrz. Bardzo powolna rewizja niemieckiej Ostpolitik w obliczu skali rosyjskich zbrodni przekłada się na utratę najcenniejszej w stosunkach międzynarodowych waluty – zaufania, a w obliczu potrzeby przyszłego wzmocnienia komponentu bezpieczeństwa w Europie, Berlin nie jawi się tutaj jako przyszły lider.
Drugą kwestią, na którą należy zwrócić uwagę jest rosnąca rola Polski i regionu wschodniej flanki NATO. Sytuacja geopolityczna Europy będzie zależna od tego, na jakich warunkach zakończy się wojna na Ukrainie. Już teraz można jednak stwierdzić, że polska armia będzie w Europie siłą, z którą należy się liczyć – zarówno dzięki modernizacji uzbrojenia, jak również doświadczeniu wyniesionym z bliskiej obserwacji konfliktu za wschodnią granicą i informacjom wywiadowczym uzyskanym dzięki ścisłej współpracy z Ukrainą i Stanami Zjednoczonymi. Swego rodzaju koalicja państw wschodniej flanki NATO (zapewne jednak bez udziału prorosyjskich Węgier) uzyska polityczną siłę, która będzie mogła zostać wykorzystana do wzmocnienia decyzyjności regionu w ramach Unii Europejskiej. Dodając do tego słabnącą w oczach sojuszników pozycję Niemiec i erozję ich międzynarodowej wiarygodności wraz z postępującym zacieśnianiem współpracy z Francją przez Polskę w projektach przyszłej odbudowy Ukrainy czy zakupu wojskowych satelit, to nowy układ siły i odpowiedzialność za bezpieczeństwo Europy może skupić się w naszym regionie.
Wszystko to zależy jednak w pierwszej kolejności od pola bitwy na Ukrainie oraz tego, czy zachodnie wsparcie militarne i humanitarne pozwoli Ukraińcom zakończyć wojnę na korzystnych warunkach. Należy zatem czynić starania i wywierać dyplomatyczną presję na niemiecko-francuski tandem, aby podejście państw wschodniej flanki NATO i Stanów Zjednoczonych przeważyło, bo od tego w dużej mierze zależy scenariusz rozwiązania konfliktu na Ukrainie, a więc także nasz rozwój i bezpieczeństwo.
Foto: PAP/Abaca
Comments are closed.