Czy Polska to dobre miejsce na rozwój zaawansowanych technologii? Jak stworzyć warunki do rozwoju innowacji? Czy obawy o to, że roboty odbiorą nam pracę są uzasadnione? O tym w rozmowie z Aureliuszem Górskim z Cambridge Innovation Center.
Michał Banasiak: Zanim porozmawiamy o kampusach innowacyjnych, chciałbym zapytać o samą “innowację”. Wdarła się szturmem do naszego języka i z miejsca stała się słowem, mam wrażenie, nadużywanym. Co zatem zasługuje na miano “innowacji”?
Aureliusz Górski: “Innowacja” jest często mylona z “wynalazkiem”. Wynalazek to urządzenie, metoda lub proces, umożliwiające wykonanie czynności w nowy, wydajniejszy sposób. Z innowacją natomiast mamy do czynienia dopiero wtedy, gdy nowe rozwiązanie zostanie wdrożone, a odbiorcy będą z niego korzystać – dlatego nie każdy wynalazek jest innowacją.
Można zatem powiedzieć, że w odpowiednich warunkach wynalazek ma szansę stać się innowacją. Jakie to warunki?
By nowe rozwiązanie zostało z powodzeniem wprowadzone, potrzebne jest budowanie elastycznych, interdyscyplinarnych zespołów i szybki dostęp do niezbędnych zasobów. Minęły już czasy, kiedy sukces można było osiągnąć w pojedynkę – dziś czynnikiem kluczowym dla rozwoju innowacyjności jest dostęp do ekosystemu, który łączy wszystkie niezbędne elementy i udostępnia je w modelu “na żądanie”.
I “otwarty kampus innowacyjny” jest takim właśnie ekosystemem.
Student, który uczy się na kampusie akademickim powinien mieć dostęp do wszystkiego, czego potrzebuje by się rozwijać. Analogicznie, innowatorzy potrzebują platform, dzięki którym będą mogli doskonalić swoje pomysły. Magicznymi słowami są tu “proximity” (ang. bliskość) oraz “connectivity” (ang. łączność). Gdy sprawimy, że startupy i scaleupy, przedsiębiorcy, naukowcy, wynalazcy, ale też zespoły od innowacji dużych korporacji i przedstawiciele sektora publicznego będą fizycznie blisko siebie, przełoży się to na ilość wspólnie realizowanych inicjatyw. Z założenia współpraca owocuje lepszymi rezultatami i jest na potwierdzenie tej tezy wiele badań.
Jak wobec tego wygląda taki kampus? Z czego się składa?
Tego typu obiekty tworzy się na dziesiątki lat; powinny one rozwijać się zgodnie z trendami rynkowymi. Cambridge Innovation Center od 1999 roku też mocno się reorganizuje. Początkowo narodził się pomysł krótkoterminowego wynajmu pomieszczeń biurowych. Ktoś, kto dopiero zaczyna i nie wie czy i na ile uda mu się rozwinąć skrzydła, nie chce kupować biura czy nawet wynajmować go na jakiś dłuższy okres. Grupując i obserwując przedsiębiorców zrozumieliśmy, że samo biuro to za mało. Potrzeba przestrzeni wyspecjalizowanej, jak np. laboratorium. Firma, która przygotowuje produkt do wejścia na rynek musi robić badania i analizy, ale de facto potrzebuje laboratorium na kilka godzin w tygodniu. Wydawanie kilku czy kilkunastu milionów na własne laboratorium byłoby więc nieopłacalne. Gdyby takie specjalistyczne pomieszczenia oferowała jakaś firma na drugim końcu miasta – też byłoby to sporą niedogodnością. U nas cała infrastruktura niezbędna do pracy i rozwoju znajduje się w jednym miejscu. Wszystko jest połączone. Co ważniejsze, można spotkać tam ludzi, którzy wiedzą coś, czego my nie wiemy – w ten sposób następuje rozwój, tworzą się społeczności i kolektywny know how. To jest najważniejszy efekt działania kampusu – budowanie wiedzy i społeczności. Można kupić budynek, wyposażyć go w najlepszy sprzęt, ale bez utalentowanych ludzi nie powstanie tam nic interesującego.
Jak popularne są dzisiaj takie kampusy?
Kampusy docelowo przekształcają się w dzielnice innowacyjne, jak np. słynna Dolina Krzemowa czy Kendall Square w Cambridge, gdzie powstał pierwszy kampus. Od 2012 roku przenosimy ten model na inne miasta na całym świecie. Sprawdził się już na 3 kontynentach i chcemy, by do 2030 roku powstało 50 kampusów połączonych międzynarodowymi programami. Za każdym razem, gdy pracujemy nad nowym projektem, robimy bardzo szczegółową analizę ekosystemu i tworzymy nowe projekty z lokalnymi liderami, by odpowiadały aktualnym potrzebom. To podejście powoduje, że rozwijamy się wolniej i często zaprojektowanie wszystkiego zajmuje kilka lat. Nad warszawskim projektem pracujemy od 2015 roku. Złoży się na niego kilkadziesiąt elementów, tworzących zupełnie nowe inicjatywy, m.in. hub kosmiczny, hub smart city, hub internetu rzeczy, hub fintechowy czy hub softlandingowy, stanowiący permanentny program wsparcia dla firm zagranicznych. Do tego centrum prototypowania 2D/3D, centrum dla inwestorów, centrum innowacji społecznych i interdyscyplinarny klub dla osób zainteresowanych trendami.
To będzie obszar zamknięty?
Absolutnie nie. Wszystkie projekty będą otwarte i dedykowane dla różnych grup. Do centrum innowacji społecznej District Hall, będzie można przyjść o dowolnej porze dnia i nocy i skorzystać z darmowej strefy do pracy albo wziąć udział w jednym z tysiąca wydarzeń rocznie.. Zakładamy, że już w pierwszym roku centrum odwiedzi przynajmniej 120 000 osób. Powołaliśmy również fundację Venture Cafe Warsaw, której jednym z celów będzie włączanie do świata innowacji osób, które z jakichś powodów mogą czuć się wykluczone lub uważać, że innowacje nie są dla nich.
Skorzystać teoretycznie może każdy, ale oczywistym jest, że są grupy, do których ta oferta jest skierowana w pierwszej kolejności.
Kampusy powstają z myślą o przedsiębiorcach tworzących przełomowe innowacje. By stworzyć do tego odpowiedni ekosystem potrzebnych jest szereg osób, które to wspierają: inwestorzy, naukowcy, dostawcy usług, korporacje i inne organizacje. W Warszawie takich podmiotów jest ok. 650. Do tego ok. 100 scaleupów, które mają produkty gotowe do rozwoju na światowych rynkach. Kampus budujemy po to, by te jednostki nie musiały szukać zasobów do rozwoju poza granicami kraju. Chcemy, by mogły działać globalnie mając silne korzenie w Polsce. Wierzymy również, że taka wartość może być atrakcyjna dla innowatorów z całego regionu Europy ŚrodkowoWschodniej. W Polsce mogą znaleźć talenty, pomysły, pieniądze i narzędzia do wzrostu. Chcemy też wspierać rozwój przyszłych liderów innowacji. Patrząc na liczbę studentów uczących się w Warszawie – ok. 230 tysięcy – mamy wystarczający potencjał, by za kilka lat powstało tu wiele tzw. jednorożców, czyli startupów, które osiągnęły rynkową wycenę na poziomie przynajmniej miliarda dolarów.
Wyjaśniliśmy czym są “jednorożce”, wiemy co to “startup”, pozostaje kwestia “scaleupów”.
Scaleup to firma działająca w obszarze rynków zaawansowanych technologii, która ma gotowy model biznesowy do funkcjonowania globalnego. Szacujemy, że w Warszawie jest aktualnie ok. 100 scaleupów. Nie prowadzimy szerszego monitoringu w całej Polsce. Oczywiście firm z potencjałem jest znacznie więcej, ale część z nich popełnia błąd i rozwija się tylko lokalnie. Przedsiębiorstwa za naszą południową granicą wiedzą, że o sukcesie zadecyduje natychmiastowe wyjście na globalne rynki, bo ich wewnętrzny rynek jest po prostu za mały. Polska jest dość dużym rynkiem i niestety stanowi to pułapkę. Dlatego polski ekosystem innowacji nie jest jeszcze zauważalny, co stanowi duży problem w ściąganiu do Polski talentów z innych krajów.
Za to rodzime talenty przyciągają do Polski zagraniczne firmy.
Wiele firm lokuje u nas swoje centra kompetencyjne, tzw. Shared Services Centers. Poza stosunkowo niskimi kosztami inwestycji, przyciągająca jest lojalność i efektywność pracowników. Jedną z pierwszych decyzji jakie podjęło CIC, poznając potencjał drzemiący w Polsce, było zbudowanie globalnego zespołu programistycznego właśnie w Warszawie. Każda linijka kodu oprogramowania, który jest używany w naszych kampusach na całym świecie, powstaje w Warszawie. Widzimy duże zainteresowanie Polską ze strony zagranicznych firm, jednak jest jeszcze bardzo dużo barier, które utrudniają obcokrajowcom szybkie uruchomienie biznesu w Polsce: język, różnice kulturowe (jesteśmy trochę bardziej krytycznoanalityczni), skomplikowane prawo, biurokracja, niskie zaufanie społeczne etc.. Nie są to jednak bariery nie do przejścia, gdy ma się odpowiedniego partnera. Z myślą o takich firmach otwieramy centrum softlandingowe oraz departament w fundacji, który będzie zajmował się wspieraniem tworzenia w Polsce rynku związanego z turystyką innowacyjną.
Jakie branże najbardziej korzystają z rozwoju rynku innowacji?
Polska ma niesamowite talenty programistyczne. Jesteśmy w ścisłej czołówce rankingów, obok Rosji i Chin. Dlatego można u nas stworzyć praktycznie każdy biznes, bo teraz wszystko opiera się na software. A jeśli jakiś biznes jeszcze się przed tym broni, wkrótce będzie musiał przestać, jeśli chce być konkurencyjny. Dobrze, jeśli ten software jest budowany wewnętrznie, bo na pewnym etapie nie można rdzenia biznesu delegować na zewnątrz i liczyć, że ktoś zrobi to za nas. W Polsce mamy też wiele świetnych firm działających w obszarach takich jak healthtech, cleantech, foodtech, circular economy, industry 4.0. Jest kilka przedsiębiorstw, które robią bardzo innowacyjne rzeczy w obszarze przemysłu kosmicznego, ale to akurat kategoria, w której niezbędne jest stworzenie silnych programów rządowych i wiele krajów jest “lata świetlne” przed nami.
Można traktować listę tych branż jako wytyczną dla obecnych lub przyszłych studentów?
Do niedawna duże firmy myślały o idealnych pracownikach jako o T-shaped people. Literka “T” obrazuje osobę, która jest specjalistą w jakiejś dziedzinie, ale jednocześnie ma szerokie horyzonty i na nic się nie zamyka. Teraz mówi się już o π-shaped people. Nadal w cenie jest otwarty umysł i szerokie zainteresowania, ale poza specjalizacją w jakiejś dziedzinie konieczne jest też rozumienie technologii. Bez tego za jakiś czas człowiek nie będzie w stanie komunikować się z otaczającymi nas interfejsami. Wejdziemy do pomieszczenia, a ono będzie w pełni skomputeryzowane. Będzie wiedziało jaką temperaturę lubimy i czego potrzebujemy. Bez biegłości w poruszaniu się w świecie tych skomplikowanych algorytmów, pozostaniemy biernymi użytkownikami świata. Wydaje się to tylko rozważaniem o przyszłości, ale przecież już teraz, jeśli ktoś nie potrafi wykorzystać możliwości dawanych przez nowoczesne technologie, np. nie używa otwartego kalendarza online czy aplikacji do zarządzania zadaniami, staje się mniej funkcjonalnym współpracownikiem. Dlatego ważne jest, by dążyć do bycia ekspertem w jakiejś kategorii, interesować się innymi dziedzinami życia i rozumieć technologię.
Słychać wiele obaw, że przy tym zawrotnym tempie rozwoju, staniemy się niewolnikami technologii.
Dzisiaj mój e-asystent w aplikacji poczty elektronicznej, podpowiada mi co odpisać na maila i w połowie przypadków robi to trafnie. Nie uważam, że to mnie ogranicza – wręcz odwrotnie. Natomiast rzeczywiście potrzeba bardzo proaktywnego działania w zakresie sprawdzania czy technologie pomagają nam żyć efektywniej. Tu pojawia się temat własności danych i wiele innych ważnych pytań, na które jako cywilizacja musimy sobie odpowiedzieć. Wzorem może być Stanisław Lem, który w książce “Summa technologiae” spogląda na etyczne i filozoficzne konsekwencje przyszłych technologii. Może jeszcze nie nasze dzieci, ale dzieci naszych dzieci mogą stanąć przed dylematem czy wymienić swoje oko na takie z “rozszerzoną rzeczywistością”, które będzie dawało więcej możliwości. Teraz to wydaje się szokującym science-fiction, ale przecież mamy ludzi z rozrusznikami serca. Dla osób żyjących 100 lat temu z pewnością mogłoby to być przekroczenie pewnej granicy, a jednak traktujemy to dziś jako coś normalnego. Nie ma co demonizować technologii.
Ale obaw i pytań nie da się uniknąć.
Bo jeśli dostęp do technologii będzie powiązany z dużymi pieniędzmi, to uzyska go tylko określona grupa ludzi. Pisze o tym w swoich książkach Yuval Noah Harari. Część ludzi może stać się nadludźmi i powstaną kasty społeczne. Innowacje i technologie są okazją do wielu dyskusji, więc ich rozwój powinien wymusić też powstanie wielu zawodów w obszarze filozofii.
Pesymiści wieszczą, że roboty wsparte sztuczną inteligencją zabiorą nam pracę.
Spośród znanych mi osób pracujących “na kasie”, żadna nie jest z tego zadowolona. Jeżeli ich obowiązki przejmą roboty, rynek automatycznie stworzy dla tych ludzi inne miejsca pracy, pewnie bardziej satysfakcjonujące. Są kopalnie, gdzie pracują już tylko maszyny. Górnicy nie muszą niszczyć zdrowia, narażać życia, stresować rodziny. Ja jestem wdzięczny, że codziennie zmywarka zmywa moje naczynia, robot sprzątający odkurza mieszkanie, a ja mogę więcej czasu spędzić z dzieckiem i żoną. Technologia aplikacji map elektronicznych została udoskonalona do takiego stopnia, że wystarczy jechać zgodnie z jej wskazaniami, by nie tylko dojechać do celu, ale i ominąć korki. Zawód taksówkarza, którego największym atutem był kiedyś dostęp do wiedzy, jak najefektywniej dotrzeć do danego miejsca, za chwilę nie będzie potrzebny. Ludzi zastąpią samochody autonomiczne, a taksówkarze będą mogli robić coś bardziej rozwijającego. Przełomowe innowacje niosą duże zmiany; czasami powodują wstrząs w gospodarce czy naszym życiu. Może za jakiś czas będziemy zarabiać robiąc tylko to, co lubimy albo co nas satysfakcjonuje. Niektórzy już to robią – wystarczy spojrzeć na portal Patronite. Tomasz Sekielski przekroczył magiczną liczbę miliona złotych łącznego wsparcia na swój projekt ekranizujący czyny pedofilskie w kościele. Przed nim milion złotych zebrał na tym samym portalu dominikanin o. Adam Szustak, założyciel popularnego kanału na YouTubie “Langusta na palmie”. On prowadzi rekolekcje przez internet. Ostatnio najbardziej fascynuje mnie jednak model biznesowy firmy 4Ocean.com, która zatrudnia lokalnych rybaków, by zamiast ryb wyławiali śmieci z oceanu. Ich praca jest opłacana m.in. ze sprzedaży bransoletek z przetopionego plastiku. Moim zdaniem rynek, o ile nie jest sterowany centralnie, zawsze znajdzie rozwiązanie problemu. Dlatego nie jestem zwolennikiem korzystania w innowacjach z pieniędzy publicznych.
Skoro już jesteśmy przy pieniądzach publicznych to przejdę do tematu administracji państwowej i tego w jaki sposób może pomóc, a przynajmniej nie przeszkadzać podmiotom zajmującym się innowacjami.
Bez rozwoju technologicznego ciężko będzie utrzymać obecne tempo wzrostu gospodarczego. Priorytetem sektora publicznego powinno być odejście od pracochłonnej i niskomarżowej gospodarki, na rzecz gospodarki innowacyjnej. Dużo się o tym mówi, ale niestety bardzo mało robi. Moim zdaniem należy się skupić na osiągnięciu mądrego i przejrzystego porządku instytucjonalnego oraz sprawnego systemu ekonomicznego, z prostym systemem podatkowym na czele. Później automatyzować jak najwięcej procesów i tworzyć realne narzędzia pozwalające szerokiemu gronu obywateli włączyć się w realizację strategii ustawionej na 20-30 lat. To fundament, gdyż nie dysponujemy silną walutą i siecią globalnych korporacji, które pomogłyby nam budować stabilny wzrost i nadwyżki budżetowe. Jesteśmy bardzo uzależnieni od światowej gospodarki. Rosnący udział państwa w gospodarce, w przypadku globalnego kryzysu ekonomicznego, będzie olbrzymim obciążeniem. Dodatkowo, gdy politycy zamiast w rozwój gospodarki, inwestują w elektorat, tracą zaufanie tych, którzy rozumieją, na czym polega cała ta gra. W efekcie ogranicza to możliwości współpracy i obniża zaufanie społeczne wobec sektora publicznego. A bez skutecznej współpracy sektora publicznego z prywatnym, będziemy kręcić się w kółko.
Jak na ten moment Polska wypada pod względem systemowego przyciągania innowacyjnego biznesu?
Myślę, że udowodniliśmy już, że Polska to atrakcyjny kierunek dla inwestycji, a potencjał przyszłego rozwoju Polski jest postrzegany pozytywnie. Szczególnie, jeśli ktoś miał już okazję tu przyjechać i poznać partnerów biznesowych. Uważam jednak, że mamy bardzo duży problem z komunikowaniem potencjału Polski. W małym stopniu rozumiemy inne kultury i wydarzenia w innych krajach. Kilka razy w roku odpowiadam na maile z różnych zakątków świata z pytaniami, co się u nas właściwie dzieje, bo wysyłamy – nawet nieświadomie – niepokojące sygnały, a później nie potrafimy tego dobrze wytłumaczyć angielskojęzycznej społeczności. Myślę, że ważnym etapem w rozwoju będzie przejście z gospodarki utożsamianej z tanią i efektywną siłą roboczą, na gospodarkę utożsamianą z innowacjami. W niektórych sektorach takich jak FinTech już się to nam udało. Pozostaję optymistą, gdyż mamy olbrzymi kapitał społeczny w postaci ludzi, którym chce się udowadniać, że pomimo trudnej historii jest to możliwe.
Powyższy wywiad jest fragmentem publikacji Instytut Nowej Europy – Wizja Nowej Europy do pobrania tutaj.

Comments are closed.