Previous page    |    Podcasts    |   Three Seas Talks #2

Three Seas Talks – Viktor Eszterhai, PhD, Institute for Foreign Affairs and Trade (IFAT)

Stefan: Nazywam się Stefan Tompson, a to seria dyskusji z ekspertami z Trójmorza. Dzisiaj rozmawiam z dr. Viktorem Eszterhai z Węgier. To wyjątkowo ciekawa rozmowa, bo polityka Węgier jest teraz trochę kontrowersyjna. Do niedawna Węgry były kluczowym partnerem Polski i jej przyjacielem, a teraz mamy ochłodzenie relacji. Relacje były wręcz trudne w ostatnim czasie. To sprawia, że ta rozmowa jest tym bardziej interesująca. Może zaczniemy od Ciebie, Viktor… Powiedz nam coś więcej o sobie i swojej pracy. Tak ogólnie, byśmy wiedzieli kim jesteś i czym się zajmujesz. Dzięki.

Viktor: Nazywam się Viktor Eszterhai. Zajmuję się głównie Chinami, ale szerzej moje zainteresowania dotyczą platform współpracy, jak współpraca może być wykorzystywana do osiągnięcia celów politycznych. To moje główne zainteresowanie, a w ramach niego oczywiście interesuje mnie też współpraca regionalna taka jak Inicjatywa Trójmorza.

Stefan: Jasne. Ogólnym celem tych rozmów jest zrozumienie, jak wygląda współpraca gospodarcza w regionie, gdzie są kluczowe relacje. Może mógłbyś nam o tym opowiedzieć ze swojej perspektywy, z perspektywy Węgier. Jaki jest stan współpracy gospodarczej w regionie Trójmorza.

Viktor: Cóż, jeżeli chcemy zdefiniować Trójmorze, to trzeba zauważyć, że Inicjatywa Trójmorza i relacje gospodarcze w regionie to nie to samo. Na Węgrzech dostrzegamy, że kluczową kwestią w regionie jest jego gospodarcza dwoistość. Częściowo jesteśmy włączeni w globalne struktury gospodarcze poprzez niemieckie łańcuchy wartości. To jest główna „noga” na której stoi węgierska gospodarka, ale w innych krajach regionu jest podobnie.

Drugą “nogą” są małe i średnie firmy (MŚP), przede wszystkim rodzinne, które są mniej konkurencyjne, a do tego mają mniej technologii i kapitału.

To więc jest ta dwoistość. Więc kiedy mówimy o Inicjatywie Trójmorza, powinniśmy pamiętać o tej charakterystyce regionu. Z jednej strony, przydałoby się połączyć ze sobą MŚP z naszego regionu. Takie działanie ma potencjał ekonomiczny. Ale trzeba patrzeć realistycznie i pamiętać, że jednak za większość naszego wzrostu gospodarczego odpowiadają międzynarodowe „noga” naszych gospodarek i globalne łańcuchy wartości ulokowane w regionie. Tak to teraz wygląda.

Stefan: Jasne. To ciekawa odpowiedź. Znacząco inna od tych z innych wywiadów. To interesujący sposób patrzenia na rzeczywistość. Idąc dalej…. W ostatnich miesiącach doświadczyliśmy znaczących przetasowań w porządku światowym. Inwazja Rosji na Ukrainę mocno wpłynęła na politykę europejską. A to przyniosło wiele wyzwań, ale także możliwości. Ciekawy jestem jak to wygląda z węgierskiej perspektywy. Węgrzy są znani z tzw. wielowektorowej polityki zagranicznej. Warto by także dowiedzieć się, jakie zdaniem Węgier są plusy z obecnej sytuacji geopolitycznej i z zachodzących zmian. Jakie to tworzy szanse? I gdybyś mógł to jeszcze pokazać w odpowiednim kontekście, bo to, co zdaniem Węgier jest szansą, a co jest szansą z perspektywy regionu nie zawsze się pokrywa.

Viktor: Tak, może zacznę od omówienia czym jest wielowektorowa polityka, bo pewnie nie jest to dla wszystkich jasne. Po kryzysie gospodarczym z 2008 roku, rząd węgierski doszedł do wniosku, że choć udało się, politycznie i gospodarczo, Węgrom dołączyć do Zachodu to przyniosło to takiego sukcesu jakiego się spodziewano. Węgry nadal miały dużo do nadrobienia względem reszty Europy i nadał pozostawały krajem półperyferyjnym.

W związku z tym, Węgry zwróciły uwagę na wyłaniające się powoli nowe centra światowej gospodarki. Węgierski rząd zauważył, że kraje, które wcześniej zaczęły robić biznes z tymi nowymi centrami, lepiej przeszły przez kryzys gospodarczy. Powstał więc pomysł by zmienić geostrategiczny kierunek Węgier i skupić się na nowych biegunach globalnej gospodarki.

Muszę podkreślić, że mówimy tutaj o pragmatycznym podejściu, opartym o ekonomię. Ale oczywiście działania w tym zakresie zaczęto od poprawy relacji politycznych z Chinami, Rosją i innymi krajami. Głównym celem tych relacji jest otwarcie przed węgierską gospodarką nowych możliwości. Chcieliśmy przyciągnąć więcej inwestycji z Chin, Rosji i innych potencjalnych potęg gospodarczych takich jak Turcja. A także zwiększyć wymianę handlową Węgier. Tak w skrócie przedstawia się wielowektorowa polityka zagraniczna Węgier.

Oczywiście ta polityka nie jest teraz zbyt dobrze postrzegana, ze względu na wojnę rosyjsko-ukraińską. Stawia ona też Węgry przed strategicznym dylematem, który jest jasny. Z jednej strony rząd węgierski chciałby wrócić do sytuacji sprzed wojny, skupić się na globalizacji, biznesach z nowymi światowymi potęgami, bo to dobre dla węgierskiej gospodarki. To pragmatyczne podejście.

Z drugiej, jeżeli dobrze czytam nastroje, rząd Węgier nie jest ślepy na to co się dzieje na świecie – zdaje sobie sprawę z rosnących napięć między Chinami i USA czy też z problemów z Rosją. Ale nadal Węgrzy mają nadzieję, że da się wrócić do status quo ante, do hiperglobalizacji. Wciąż mamy nadzieję, że to możliwe.

Nie ustaje jednak zagrożenie, że całkiem zmienią się światowe uwarunkowania oraz międzynarodowe uwarunkowania Węgier i wejdziemy w okres de-globalizacji bądź regionalizacji globalizacji. Tego najbardziej boją się autorzy polityki wielowektorowej, bo ich zdaniem to oznacza mniej możliwości gospodarczych. Więc tak jak wskazałeś, mierzymy się z dylematem strategicznym. Jak zagwarantować Węgrom możliwości rozwoju czy dojdzie do przetasowań geopolitycznych?

Cóż, takie przetestowanie nie jest przez nas uważane za korzystne. Węgierski rząd obawia się ze będzie się wiązało z powrotem do zimnowojennej retoryki, do dzielenia świata na polityczne bloki. Jedynym plusem tej sytuacji byłoby skrócenie łańcuchów dostaw, co mogłoby przynieść Węgrom nowe inwestycje, bo są one jednym z krajów najbardziej przyjaznych przedsiębiorcom. Ale nawet to nie rekompensowałoby nam obecnych korzyści, jakie wynikają z integracji Węgier z globalną gospodarką.

Stefan: Wiele krajów regionu uważa trwającą wojnę za kluczową teraz kwestię. Oczywiście, wojna zwiększyła znaczenie wschodnich członków UE. Kraje bałtyckie, Polska, Czechy, Słowacja, Rumunia i Bułgaria to są kraje wschodniej flanki NATO i kraje graniczne Unii. Teraz mają znacznie większe wpływy polityczne, bo są kluczowe ze względów strategicznych. Wielu regionalnych przywódców I polityków wykorzystuje ten wzrost znaczenia by przyspieszyć procesy, które do tej pory posuwały się zbyt wolno. Nasze duże inwestycje infrastrukturalne zyskały nowy kontekst geopolityczny, co otwiera przed regionem nowe możliwości.

Zaczęto wreszcie rozumieć nasz punkt widzenia i nasze ostrzeżenia przed Rosją, zwłaszcza te ze strony Polski i krajów bałtyckich. Nawet von der Leyen powiedziała, że „trzeba było słuchać krajów bałtyckich, trzeba było słuchać Polski”. Premier Finlandii także miała podobne wypowiedzi. To interesujące, bo Węgry do niedawna były kluczowym graczem w regionie, w grupie Wyszehradzkiej, a także kluczowym partnerem Polski, która dzisiaj gra kluczową rolę w Trójmorzu przeciw Rosji. Polska i Węgry są teraz po dwóch stronach barykady, prawda?

Viktor: No cóż… jeżeli się nie mylę, to nie jesteśmy zadowoleni na Węgrzech, że tak się stało. Może i region ma teraz więcej do powiedzenia, ale ogółem nie jest to korzystna sytuacja dla regionu, bo przez wojnę i jej skutki pogorszyły się nasz dostęp do wielu zasobów, które mają wpływ na naszą konkurencyjność.

Mam na myśli, że ze sankcje na gaz prowadzą do trudnej sytuacji gospodarczej i politycznej całego kraju, więc nie ma z czego się cieszyć.

Możemy zmienić dostawców energetycznych i przebudować gospodarkę, ale najpierw sporo zapłacimy za gaz i ropę, a to tragicznie wpłynie na nasz bilans handlowy. To aktualne wyzwanie, które dodatkowo napędza inflację prowadząc do znaczących problemów gospodarczych. Wzrost znaczenia region nam tego nie zrekompensuje.

Ponadto, węgierski rząd podejmuje decyzje na bazie tego, co jest teraz, a nie co może potencjalnie być kiedyś. Żyjemy w zglobalizowanym świecie w którym konkurencyjność odgrywa kluczową rolę. To całe szukanie alternatyw dla rosyjskiego gazu i ropy dużo nas kosztuje i wymaga nowych inwestycji. To długoterminowo osłabi naszą konkurencyjność. Na Węgrzech uważamy, że trzeba być gotowym konkurować gospodarczo np. z Chinami. Ale jeżeli produkcja energii będzie u nas bardzo droga, to odbije się to na naszej konkurencyjności. To zniszczy przemysł, nie tylko węgierski, ale też europejski.

Nie widzę, co by mogło nam to zrekompensować. Nie sądzę, by np. udało się załagodzić sytuację dodatkowymi środkami z unii na projekty poprawiające połączenia między Słowacją, Polską i Węgrami. To nie wyrówna strat jakie poniesiemy w najbliższych miesiącach. Myślę, że trzeba o tym mówić, ale nikt nie chce rozmawiać o faktach.

Stefan: Jasne, to ciekawe. Patrząc od tej strony, od strony dyskursu politycznego na Węgrzech i węgierskiego interesu narodowego… jaką rolę Trójmorze odgrywa z punktu widzenia Węgier i węgierskiej racji stanu?

Czy mamy tu konflikt interesów? Bo większość krajów region zgadza się co do tego, co zrobić w sprawie Rosji, sankcji na gaz i ropę i potrzeby dywersyfikacji energetycznej, ale Węgry mają inne zdanie, prawda?

Co teraz?

Viktor: Cóż, ogólnie Węgry są za wszystkimi formatami współpracy, bo liczymy że dzięki nim uda się Węgrom stać regionalnym hubem, mimo tego, że jesteśmy małym krajem. Węgierski rząd chce z Węgier uczynić hub energetyczny. Dlatego budujemy interkonektory, tworzymy połączenia energetyczne. Ogólnie więc jesteśmy za współpracą na wszystkich polach.

Jeżeli chodzi o Inicjatywę Trójmorza to tu mamy dwa główne cele. Pierwszy to zwiększenie znaczenia połączeń w kierunku północnym. To choć trochę pomoże nam złagodzić skutki nadchodzącego kryzysu, ale oczywiście nie całkiem. Połączenia na osi Północ-Południe, zwłaszcza te infrastrukturalne, od dawna są w węgierskich planach.

Drugi cel, to dywersyfikacja źródeł energii, szukanie alternatyw dla dostaw rosyjskich. Np. poprzez bałtyckie i adriatyckie terminale LNG czy interkonektory. W naszym interesie jest dostęp do wielu dostawców.

Więc to nie tak, że patrzymy na wszystko zerojedynkowo. Wspieramy wysiłki regionalne, ale jednocześnie nie zapominamy, że wiążą się z tym nowe wyzwania. Po pierwsze, w regionie Trójmorza brakuje pieniędzy na sfinansowanie wszystkich potrzeb. To ogromny problem. Politycy lubią ogłaszać duże zmiany jak kompletna przebudowa energetyki w regionie. Ale tak naprawdę, w przypadku Węgier, nie ma wielu alternatyw jeżeli chodzi o energetykę. Jest terminal LNG w Chorwacji, ale jaką mamy pewność, że w przypadku ograniczonych dostaw jakikolwiek gaz trafi stamtąd na Węgry?

Może i będą z tego jakieś pieniądze, ale nie wystarczające. To wszystko szacunki, każdy to wie. Na obecne projekty potrzeba 170 mld euro, a póki co zebraliśmy jedynie 1 mld (Viktor uznał, że środki zgromadzone w Funduszu są na projekty trójmorskie. To częsty błąd.). Między naszymi planami, a możliwościami zieje przepaść.

Co więcej, wciąż nie wiadomo co by miało sektor prywatny przyciągnąć do Inicjatywy. Są głosy, że bez inwestorów prywatnych się nie da odnieść sukcesu, ale póki co ich zaangażowanie jest nikłe. Jeżeli więc naprawdę kraje naszego region są takie atrakcyjne dla inwestorów, to dlaczego jeszcze ich nie ma?

Dziwne jest też, że Stany Zjednoczone Inicjatywę raz wspierają, a raz nie. To nie pokazuje dużej wiary w nią. Oczywiście, Węgrom zależy by te projekty powstały. Mamy na liście projektów priorytetowych aż 17 zgłoszeń, najwięcej ze wszystkich krajów, poza Chorwacją. Ucieszyło by nas gdyby zostały ukończone, ale jesteśmy realistami. Problemem jest też to, że robimy te projekty z wykorzystaniem funduszy unijnych, a nie funduszy trójmorskich. Na to też trzeba zwrócić uwagę. Nie mówię, że nie powinniśmy być ambitni w naszych przedsięwzięciach i stawiać na rozwój Inicjatywy, ale sugeruję, że trzeba podejść do sprawy realistycznie.

Stefan: Biorąc pod uwagę to co powiedziałeś oraz bardzo pragmatyczne podejście Węgier… Co można by zmienić w Inicjatywie oraz współpracy regionalnej by zwiększyć zainteresowanie nimi Węgier? Czego Węgry oczekują od innych państw Trójmorza?

Viktor: To, czego chcemy zostało już powiedziane dawno. Jeżeli chcemy skuteczniej realizować projekty, Inicjatywa Trójmorza musi zostać zinstytucjonalizowana. To jedna z rekomendacji rządu węgierskiego.

Stefan: Możesz to rozwinąć? Co masz na myśli?

Viktor: Mam na myśli, że Węgry chcą by Inicjatywa miała sekretariat, najlepiej w Budapeszcie. To pomogłoby zmienić nastawienie Węgier do inicjatywy, wzbudzić entuzjazm i zwiększyć dla niej wsparcie.

Węgierskiej stronie zależy także na szerszym włączeniu firm w Inicjatywę. Większe zaangażowanie na przykład firm energetycznych sprawiłoby że więcej było planowania, a mniej gadania o planach. Mamy dużo wspólnie do zrobienia w najbliższych latach. Samo myślenie życzeniowe nie wystarczy, potrzeba jeszcze działania, a tym biznes zna się najlepiej, co ma realne doświadczenie.

Chcielibyśmy także by kraje regionu bliżej współpracowały w ramach UE, np. na rzecz większych pieniędzy na nasze projekty. Tutaj jest ciągle dużo do zrobienia. Mimo, że Inicjatywa istnieje od wielu lat, to nadal się nie liczy w Unii. To musi się zmienić. Mam na myśli, że trzeba zwrócić więcej uwagi na sprawy gospodarcze niż politykę. Pragmatyczne podejście jest potrzebne. Takie jest przynajmniej oczekiwanie ze strony Węgier.

Stefan: To bardzo ciekawe. W Polsce wciąż żywy jest mit o polsko-węgierskiej przyjaźni. Mówię mit, bo ta przyjaźć jest w zasadzie bardziej wymyślona niż prawdziwa. Moim zdaniem Polacy i Węgrzy się w ogóle nie znają.

W języku angielskim jest takie powiedzenie „tam dobrzy sąsiedzi, gdzie dobre płoty”. Tym dobrym płotem w naszych relacjach jest to, że nie dzielimy ze sobą granicy. Nie ma więc tych typowo sąsiedzkich wyzwań jakie Polska ma z Czechami czy Litwinami. Po prostu nie mieliśmy nigdy okazji wejść sobie w drogę, no może poza zaborem austriackim, którego Węgry też były częścią.

Więc tak jak mówię, mamy ten mit o polsko-węgierskim braterstwie. Choć w rzeczywistości, nic znamy się za dobrze. Ale były czasy kiedy razem współpracowaliśmy pod względem politycznym w ramach Unii Europejskiej. Rządy PiS w Polsce i Fides na Węgrzech miały podobne cele i podobne aspiracje na arenie europejskiej. Zwłaszcza te polityczne i kulturowe…

A teraz nagle, znaleźliśmy się po dwóch stronach barykady. Istnieje takie przekonanie, przynajmniej w Polsce, że Węgry postępują wg pewnego wzoru. Np. w czasie Austro-Węgier, Węgry pozostawały kluczową częścią imperium, ale ostatecznie myślały tylko o sobie. A potem, współpracowaliście z Nazistami i tam też niby byliście sojusznikiem, ale robiliście co chcieliście. To samo ze Związkiem Sowieckim, a teraz  Unią Europejską.

Więc pytanie czy z podobną rezerwą Węgrzy widzą Trójmorze. Inne kraje regionu patrząc na ten format widzą z w nim sposób na zadośćuczynienie historycznym niesprawiedliwościom, stworzenie osi Północ-Południe, budowę infrastruktury, która pozwoli się regionowi wybić w Europie. Węgry mają w tym wszystkim do odegrania kluczową role, bo są w samym centrum regionu razem z Austrią. To jest prawdziwe geograficzne centrum Europy.

A jednak, wygląda na to, że Węgry idą ze swoją polityką w inną stronę. Co nas czeka dalej?

Mówiłeś już, co by się musiało zmienić, by Węgry się bardziej zaangażowały. Pytanie jednak brzmi, czy Węgry faktycznie, na serio chcą być w Inicjatywie Trójmorza?

Mamy wrażenie, że Węgry grają tylko na siebie, nie interesuje ich granie w jednej drużynie. To może bardzo dziecinne sformułowanie, ale ten wywiad nie jest tylko dla ekspertów. Chcemy też dotrzeć do osób, które w tym temacie nie siedzą na co dzień. Wytłumaczyć te zagadnienia zwykłym odbiorcom.

Viktor: Nie mogę mówić w imieniu wszystkich Węgrów, ani rządu węgierskiego. Ale mogę powiedzieć, jak sprawa wygląda moim zdaniem.

Stefan: Jasne.

Viktor: Wspomniałeś kilka faktów historycznych. Jeżeli dobrze zrozumiałem, to główną lekcją jaką można z tego wyciągnąć jest to, że Węgrzy dbają o swoje interesy. Wcielano nas w przeszłości do kilku imperiów, wciskano nam różne ideologie, które miały zmienić świat: nazizm, komunizm, itd. Mówiono nam co jest dla nas dobre. Ale koniec końców, zawsze się okazywało, że świat nie jest czarno-biały.

To zrozumiałe, że Polska i Węgry moją mieć inne poglądy na Rosję, a właściwie miały przed wojną. Nie ma w tym niczego złego. Ale nie musimy się zgadzać we wszystkich kwestiach politycznych i geopolitycznych. W podobny sposób Węgry doceniają i wierzą w Unię Europejską, ale nie oznacza to, że nie mamy prawa mówić, jakiej Unii Europejskiej chcemy. Wszyscy zawsze „wiedzą lepiej” co Węgry powinny zrobić, ale my mamy prawo do własnych poglądów. Wizje przyszłości Europy mogą być różne na Węgrzech i w Polsce, ale to nic złego, to normalne. Da się z tym żyć.

A to jak taka rozbieżność wizji wpłynie na współpracę w ramach Inicjatywy Trójmorza, nie ma większego znaczenia. Węgrzy też są zainteresowani budową dróg, dywersyfikacją źródeł energii, więc dlaczego mielibyśmy ze sobą współpracować? My po prostu nie dorabiamy do tego wielkiej wizji, nie mówimy, że to odmieni oblicze Europy lub wzmocni pozycję naszego regionu na kontynencie.

My już kiedyś mieliśmy do czynienia z takimi wielkimi wizjami, pomysłami i ideologiami. Ale trzeba być racjonalnym. Skupmy się na tym, co się dzieje teraz i jaka oferta leży na stole. Nie chcę być złośliwy, ale skoro budżet Inicjatywy Trójmorza to mniej niż 1 mld euro, to o czym my w ogóle mówimy? Nie ma porównania z prywatnymi inwestycjami w Europie. Trzeba to sobie uczciwie powiedzieć.

Możemy opowiadać historie o tym, że będziemy osią wokół której kręcić się będzie UE i że będziemy odbudowywać Ukrainę, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Może uda się jakoś wpłynąć na Unię, albo być w jakimś stopniu zaangażowanym w odbudowę Ukrainy. Musimy zaakceptować, że mamy swoje ograniczenia. Dla Węgrów realizm oznacza dbanie o swój interes. Tyle.

Stefan: Ostatnie pytanie. Ze względu na zawirowania ostatnich miesięcy, dużo się w regionie zmieniło. To oczywiście przejawia się też w wysokiej inflacji na całym kontynencie oraz szeroko rozumianym Zachodzie. Czeka na też potencjalnie recesja, są już sygnały gospodarcze, które zwiastują zbliżający się kryzys gospodarczy. Mamy też kryzys energetyczny a zima jeszcze się na dobre nie rozkręciła. Tak więc dużo zmian w ostatnich miesiącach.

A co nas może czekać długoterminowo? Mówiłeś już zwięźle o tym, czego Węgrzy się spodziewają w najbliższym czasie w związku z wojną i jej skutkami. A jakie są średnio i długoterminowe geopolityczne perspektywy Węgier? Do czego dążą za pięć, dziesięć, piętnaście lat, w tym pokoleniu? Czyli w czasie istotnym z punktu widzenia nas, uczestniczących w tej dyskusji?

Victor: Nie powiedziałbym, że wiemy co nasz czeka w najbliższych miesiącach. Sytuacja w Europie może się zmienić w najbliższych miesiącach ze względu na brak zasobów. Ten niedobór osłabi solidarność europejską, bez względu na to, co mówią dzisiaj politycy. Zobaczymy podobny scenariusz do tego, co się działo z krajami europejskimi w czasie Covidu, kiedy walczyliśmy ze sobą o maseczki i inny sprzęt medyczny. Nie było solidarności. Potem, przy szczepionkach, to się oczywiście zmieniło, ale na początku, kiedy było bardzo źle, to nie myśleliśmy o tym by sobie pomagać.

Niewystarczające zasoby mogą doprowadzić do zmian politycznych. Więc trzeba jeszcze poczekać z przewidywaniami średnioterminowymi. Najpierw musimy zobaczyć, czym skończy się wojna. Teraz po prostu nie wiemy. Mamy nadzieję, są jakieś przypuszczenia, ale tak naprawdę nic nie da się przewidzieć. Nie wiadomo nawet na co w tej wojnie liczą poszczególne kraje europejskie. W przypadku Węgier to proste: chcemy pokoju jak najszybciej. Bo tak jak mówiłem, chcielibyśmy wrócić do sytuacji sprzed wojny. Jeżeli się nie mylę, to rząd węgierski ma cały czas nadzieję, że to się uda, choć moim zdaniem to bardzo trudne i mało prawdopodobne. Ale nadzieja na to jest.

Tak więc przede wszystkim czekamy na koniec wojny.

W drugiej kolejności, musimy wiedzieć, jak będzie wyglądał krajobraz polityczny Unii Europejskiej w najbliższych miesiącach. Czy możemy mieć pewność, że nic się nie zmieni? Trzeba czekać, wystarczy spojrzeć jak szybko zmieniła się sytuacja we Włoszech…

Jak już znajdziemy odpowiedź na te dwie kwestie, to wtedy dopiero będzie można zacząć przewidywać średnioterminową przyszłość.

Jeżeli się nie mylę, to w długiej perspektywie Węgry dążą do wzmocnienia pozycji Europy. Silna Europa, w węgierskim wydaniu, nie oznacza Europy zjednoczonej w jednym podmiocie. Naszym zdaniem niezależność państw członkowskich powinna zostać zachowana.

Rządowi węgierskiemu, moim zdaniem, zależy też na tym, by instytucje unijne robiły to co do nich należy, tzn. do czego mają przyznane uprawnienia, a nie działały niezależnie i dążyły do poszerzenia swoich kompetencji. To bardzo ważne dla węgierskiego rządu, by unijne instytucje wróciły do swoich korzeni. Skoro już o UE mowa, to Węgry chciałyby mieć w niej więcej do powiedzenia, ale oczywiście jesteśmy realistami.

Naszym zdaniem, powyższe warunki pozwolą uczynić Europę silniejszą. Zależy nam by pozycja naszego kontynentu na arenie światowej była silna. Unia powinna dbać o swoje interesy i zastanowić się nad tym, z kim współpracuje. Nie mam nic przeciwko istniejącym, silnym partnerstwom i sojuszom. Jednak, Unia musi przemyśleć swoją strategię, bo wojna rosyjsko-ukraińska może być wstępem do nowej ery geopolitycznej. Mam nadzieję, że UE nie wejdzie w nią z rozpędu, bez dostosowania swojej strategii i środków do jej wdrażania. Węgrom taka bardziej niezależna Unia bardzo by odpowiadała, ale zobaczymy co będzie.

Stefan: Dzięki za twoją perspektywę, Viktorze. A także, oczywiście, za perspektywę węgierską. Polska i Węgry mogą się we wszystkim nie zgadzać, ale wymiana poglądów i perspektyw z państwami regionu jest zawsze bardzo ciekawa.

Dziękuję za twój czas. Powodzenia. Zobaczymy jak się sprawy potoczą w najbliższych latach. Czas pokaże. Jeszcze raz dzięki.

Victor: Bardzo dziękuję. Do zobaczenia.

Stefan: Cześć!