Gorąca dyskusja nad tym czy integracja powinna być intensywniejsza, przeciągający się brexit i trudne rozmowy o unijnej przyszłości Bałkanów sprawiają, że bardzo trudno przewidzieć stopień współpracy, kształt i skład Unii za dwie dekady. Przetasowania na szczytach europejskiej polityki od kilkunastu lat zza kulis obserwuje i przybliża korespondentka polskich mediów w Brukseli, obecnie dziennikarka Telewizji Polskiej, Dominika Ćosić.
Michał Banasiak: Zacznijmy od tematu z jednej strony bieżącego, a z drugiej kluczowego dla przyszłości Unii: co z tym brexitem?
Dominika Ćosić: Wszyscy w Brukseli podkreślają, że strona unijna jest przygotowana na każdy możliwy scenariusz: brexit z umową, brexit bez umowy i brak brexitu. Po październikowym szczycie Rady Europejskiej i kolejnym przesunięciu daty wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, znów wszystko jest w rękach brytyjskich polityków. To co zrobią zależy od tego, co postanowi nowy rząd. Po cichu wiele osób liczyło, że jednak do brexitu nie dojdzie. Że w przyspieszonych wyborach władzę uzyskają labourzyści i – być może przy poparciu części torysów – będą mieli wystarczająco dużo mandatów, żeby rozpisać nowe referendum. A w tymże referendum Brytyjczycy zagłosują za pozostaniem w Unii. Ale, jak już wiemy, taki scenariusz się nie ziścił. Zresztą nawet samo przeprowadzenie drugiego głosowania nie gwarantowałoby innego wyniku niż za pierwszym razem.
Brytyjscy deputowani, z Jeremym Corbynem i północnoirlandzkimi unionistami na czele, przez wiele miesięcy mówili, że do wynegocjowanej przez premier May umowy trzeba wprowadzić poprawki. Tymczasem Bruksela stała ta stanowisku, że umowa jest nienegocjowalna…
…dla niektórych wciąż zbyt małą…
Wydaje mi się, że wszyscy doszli do ściany. Po ostatnich ustępstwach mówi się, że na kolejne już absolutnie nie ma miejsca – o ile nie zajdą jakieś nadzwyczajne okoliczności. Przecież każdą wprowadzaną zmianę muszą się zgodzić wszystkie kraje. Decyzję o samym brexicie też musi ratyfikować wszystkie 27 krajów.
Wyobrażasz sobie Unię bez Wielkiej Brytanii?
Trudno uzmysłowić sobie taką sytuację, bo zamieszanie wokół jej wyjścia doszło do takiego stopnia surrealizmu, że na dobrą sprawę rozważamy je w kategoriach abstrakcyjnych. Całe to wychodzenie, niewychodzenie, przekładanie, itd., sprawiło, że brexit stracił swoją grozę. Tuż po referendum był szok, niedowierzanie. Później – przerażenie, niepewność co dalej. I nagle, po 3,5 roku od referendum, okazuje się, że jesteśmy właściwie w tym samym miejscu. Dlatego wiele osób – z politykami, dyplomatami i dziennikarzami włącznie – bardzo lekko podchodzi do rozważań o Unii “po brexicie”. Mówimy o tym jak o jakiejś abstrakcyjnej sytuacji. Ale kiedy wrócimy do sedna problemu to rodzi się bardzo wiele pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi. Jakie będą relacje handlowe między Wielką Brytanią a Unią? Jak faktycznie będzie wyglądać granica? To niby jest powiedziane, ale pozostaje różnica między wyobrażeniem a rzeczywistością.
Wielka Brytania pozostałaby na kursie na niezależność, stała konkurentem Unii i zbliżyła ze Stanami Zjednoczonymi czy postawiłaby na bliską współpracę gospodarczą z UE?
Jeżeli do władzy dojdą tam pragmatycznie myślący politycy, postawią na rozwój obu kierunków. Z jednej strony oczywiście silne więzi transatlantyckie i współpraca z USA, ale z drugiej są bardzo mocne powiązania gospodarcze między Wielką Brytanią i Unią Europejską, których nawet brexit nie przerwie z dnia na dzień. Może będzie podpisana nowa umowa o współpracy? Niekoniecznie z Unią jako całością, a poszczególnymi krajami.
Spodziewasz się fali kolejnych “exitów” czy jednak przeciągający się brexit i jego oczekiwane reperkusje uzmysłowiły potencjalnym naśladowcom Brytyjczyków, że wyjście z Unii to nie taka prosta sprawa?
Początkowo część unijnych polityków chciała zrobić z brexitu pokazówkę i uświadomić innym, że nie tak łatwo się usamodzielnić, a jeśli nawet już się uda, to zyski nie przewyższają strat. Jeśli Wielka Brytania straci na opuszczeniu Unii, to ci, którzy chcieliby dzisiaj iść w jej ślady wyhamują. W zasadzie już to robią, bo np. Marine Le Pen jeszcze kilka lat temu twierdziła, że chce wyprowadzić Francję z Unii, a teraz zmieniła ton i mówi o reformowaniu Unii od środka. Inna sprawa, że Unia bez Wielkiej Brytanii mogłaby się okazać Unią skazaną na geopolityczną dominację francuską i niemiecką. Co z kolei otworzyłoby drogę do przyspieszenia procesów wewnątrzintegracyjnych, które często to Londyn udaremniał.
Podczas gdy Wielka Brytania szykuje się do wyjścia, przed drzwiami do Unii drepczą państwa bałkańskie. I będą musiały jeszcze podreptać, bo Francuzi zablokowali rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną.
I dyplomaci, i dziennikarze są oburzeni francuskim wetem – dawno nie było takiej zgodności. To decyzja nieracjonalna, egoistyczna i szkodliwa. Przecież nie głosowano nad natychmiastowym przystąpieniem tych krajów do Unii, a jedynie nad rozpoczęciem negocjacji. Mogłyby one trwać 5, 10, 20 lat, a może nigdy nie zakończyłyby się powodzeniem. Ale chodziło o danie tym państwom perspektywy i docenienie pracy jaką wykonują w kierunku zbliżenia z Brukselą.
Zwłaszcza Macedonia Północna.
Macedończycy przeprowadzili liczne reformy gospodarcze, ale co najważniejsze, dokonali czegoś na Bałkanach niezwykle drażliwego i wrażliwego: zmienili nazwę państwa. To nie jest tylko suchy zapis: mówimy o kwestii związanej z poczuciem tożsamości i dumy narodowej. To był trudny krok, który podzielił społeczeństwo. Do tego mieliśmy ustępstwo ze strony Grecji, bo przecież to Grecy domagali się zmiany nazwy i chociaż do takiej doszło to będący kością niezgody człon “Macedonia” pozostał. W macedońsko-greckie rozmowy włożono wiele wysiłku, osiągnięto kompromis i okazuje się, że w kontekście Unii niczego to nie zmienia. Macedonia Północna zyskała jedynie otwarcie drzwi do NATO.
Doszukujesz się we francuskim wecie innych powodów niż wykorzystanie unijnego forum na użytek polityki wewnętrznej?
Nie. Emmanuel Macron zagrał wyłącznie na siebie. We Francji wizja rozszerzenia Unii wywołuje negatywne konotacje. Przed 2004 rokiem Francuzów straszono polskim hydraulikiem – to ze strachu przed rozszerzeniem Francja, wspólnie z Holandią, odrzuciła konstytucję europejską. Macron do tej pory nie poradził sobie z “żółtymi kamizelkami, z reformą wymiaru sprawiedliwości czy z protestami dotyczącymi kwestii światopoglądowych. Tak więc teraz postanowił – kosztem Unii – nie dawać Francuzom kolejnych pretekstów do krytykowania jego polityki.
Wszyscy zdają sobie sprawę, że na razie mowa jedynie o rozpoczęciu negocjacji. A czy jest faktyczna wola poszerzenia Unii?
I tak i nie. Juncker i kilku innych ważnych polityków unijnych twierdzili, że przed 2025 nie dojdzie do żadnego rozszerzenia. Ale niektóre kraje zabiegają o otwarcie się na Bałkany. Przede wszystkim Węgry, Chorwacja i Słowenia, którym zależy na stabilizacji w regionie. Coraz aktywniejsza na Bałkanach jest też Polska. Za rozszerzeniem zawsze optowała Wielka Brytania. Patrzący racjonalnie Niemcy również. Ale jest grupa państw reagująca alergicznie. Poza Francją, to np. wspomniana Holandia. W krajach Beneluksu słyszy się głosy, że już przyjęcie Bułgarii i Rumunii było błędem, bo nie ma tam dojrzałych demokracji. Zdaniem przeciwników rozszerzenia, pogłębiłoby ono podziału Unii na Zachodnią i Wschodnią.
A jak oceniasz przygotowanie krajów bałkańskich do wejścia do Unii?
Dziś żadne państwo nie jest gotowe. Ani Macedonia Północna, ani Albania, Serbia, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina czy Kosowo. Ale podkreślam: rozpoczęcie rozmów powinno nastąpić, bo przygotowanie to jedno, a geopolityka to drugie. Natura nie znosi próżni i jeśli Unia nie zainteresuje się Bałkanami, to odda pole superaktywnym w tym regionie Rosji i Turcji. Bałkany zawsze były dla tych krajów naturalnym obszarem walki o wpływy. Serbię na przykład tylko w ciągu ostatnich tygodni odwiedzili prezydenci Putin i Erdoğan.
Gdyby jednak Unia nie odwróciła się do tych krajów plecami, to w jakich obszarach czeka je najwięcej pracy?
Walka z wszechobecną korupcją. Walka o tyle trudna, że korupcja powszechna jest na szczytach władzy. Do tego kwestie mniejszości narodowych i wzajemne stosunki między tymi państwami – tu mam na myśli zwłaszcza Kosowo. I oczywiście bezpieczeństwo granic zewnętrznych. Jeśli Unia ma jakieś poważne obawy związane z otwarciem się na Bałkany, to w pierwszym rzędzie znajduje się kwestia imigrantów, którzy dość swobodnie napływając do państw bałkańskich, mogliby później przemieszczać się w głąb Unii.
Groźbę wpuszczenia na Bałkany i do Unii setek tysięcy, jeśli nie milionów imigrantów, jakiś czas temu umieścił w swoim arsenale prezydent Erdoğan. Zdaje się, że Turcja też będzie dla Brukseli dużym wyzwaniem w kolejnych latach.
Unia ma z Turcją duży problem i ograniczone możliwości poradzenia sobie z nim. Po pierwsze to rzeczywiście realna groźba “odkręcenia kurka” z uchodźcami i powtórka tego, co mieliśmy w 2015 i 2016 roku. Po drugie, Turcja jest w NATO: zbyt mocne naciskanie na Ankarę może spowodować, że ta zagrozi wyjściem z Paktu Północnoatlantyckiego. A takiego gracza lepiej mieć w strukturach NATO. Mimo zapędów dyktatorskich Erdoğana, Turcja jest krajem w miarę stabilnym. Brzmi to cynicznie, ale rządy żelaznej ręki dają stabilizację, której nie ma w krajach, w których doszło do obalenia dyktatorów: Kaddafiego w Libii czy Husajna w Iraku. I kwestia numer trzy: diaspora turecka w Niemczech. Kilkumilionowa, coraz bardziej świadoma grupa. Zbyt gwałtowna reakcja wobec Turcji może zakończyć się protestami na ulicach niemieckich miast. Przedsmak tego mieliśmy, gdy Angela Merkel domagała się ukarania niemieckiego komika, w który w telewizji ZDF żartował z prezydenta Erdoğana. Turcy są świadomi swojej siły, więc Erdoğan pozostanie przy polityce straszenia, bo jest ona skuteczna.
A wyobrażasz sobie powrót do rozmów akcesyjnych z Turcją?Po pierwsze, czy Bruksela widzi dzisiaj Turcję jako członka Unii i czy sama Turcja widzi się w Unii?
Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi: nie. Spóźniliśmy się. Jeździłam do Turcji 10 lat temu i od tego czasu obserwowałam jak zmienia się nastawienie do Unii, ale też do NATO. Zmieniało się na coraz bardziej nieprzychylne, wrogie. Turków zaczęła irytować rola permanentnej narzeczonej Unii. Mijały lata, a postępów w rozmowach nie było. I być nie mogło, bo nikt nie zgodzi się na przyjęcie 80-milionowego, muzułmańskiego kraju. Obie strony zdają sobie z tego sprawę.
W perspektywie 15 lat, Unia stanie się bardziej jednorodna czy jednak dające się już dzisiaj wyróżnić podziały wezmą górę?
To będzie Unia, w której podziały będą silniejsze. Próby przyspieszenia integracji i narzucenia systemu wartości mogą skutkować wzrostem liczby przeciwników Unii. Widać to zresztą po kolejnych wyborach do Parlamentu Europejskiego i poparciu dla ruchów eurosceptycznych. Podkreślam: nie antynunijnych, a eurosceptycznych. Bo nie chodzi o sprzeciw wobec idei Unii, a wobec kierunku rozwoju tej idei. Pojawiające się przy każdym kryzysie nawoływanie unijnych liderów: “jeszcze więcej integracji”, tylko pogłębia podziały. Dziwię się, że ci politycy nie zauważą, że ludzie reagują odwrotnie niż oni by chcieli. Jeżeli liderzy nie odrobią lekcji, to czekają nas coraz częstsze i coraz mocniejsze konfrontacje “elit” z “ulicą”.
Co powinni napisać sobie na ściądze na ten egzamin?
Więcej słuchać i analizować, a mniej się obrażać. Mam na myśli wyniki wyborów w poszczególnych krajach, które okazują się nie być po myśli unijnych polityków. Zamiast mówić o tym, że populiści uwiedli ludzi i że wyborcy zostali zmanipulowani należy zastanowić się co przekonało obywateli danego kraju do zagłosowania akurat w taki sposób. Brakuje tego. Mam czasem wrażenie, część polityków żyje na jakiejś szklanej górze i nie ma kontaktu z obywatelami. Druga sprawa to zrozumienie specyfiki poszczególnych krajów. Nie da się postawić znaku równości między np. Polską i Szwecją, bo te kraje mają różne doświadczenia, różną historię. A przecież to wszystko wpływa na naszą mentalność i obecną sytuację społeczną i polityczną. To jest kluczowe do uświadomienia sobie, że Unia nigdy nie będzie monolitem.
Powyższy wywiad jest fragmentem publikacji Instytut Nowej Europy – Wizja Nowej Europy do pobrania tutaj.
Comments are closed.