Brytyjski rząd wycofuje się z części zapowiadanych obniżek podatków. Nadal będzie obowiązywać najwyższa, 45-procentowa stawka podatku dochodowego dla najbogatszych. Krok w tył nastąpił po tym, jak na gabinet Liz Truss wylała się fala krytyki ze strony obywateli i ekonomistów, a kurs funta wobec dolara spadł do najniższego poziomu od 50 lat.
Rząd pod prąd
Ogłoszony przez kanclerza skarbu Kwasiego Kwartenga plan rewolucji podatkowej zakładał m.in. wycofanie podwyżki składek na ubezpieczenie społeczne, obniżenie podstawowej stawki podatkowej z 20 na 19%, zniesienie najwyższej, 45-procentowej stawki podatkowej oraz porzucenie planów podwyżki CIT z 19 na 25%. Te zmiany miały kosztować budżet 30 miliardów funtów rocznie, a powstały deficyt być finansowany przez dalsze zadłużanie kraju. W opinii rządu takie cięcia to sposób na pobudzenie gospodarki i wywołanie wzrostu gospodarczego.
Poparcia dla fiskalnych zapowiedzi rządu próżno było jednak szukać u ekonomistów, którzy określili te plany jako co najmniej bardzo ryzykowne, jeśli nie z góry skazane na porażkę. Międzynarodowy Fundusz Walutowy sugerował, by rząd zmienił swoje plany fiskalne.
Na propozycje brytyjskiego gabinetu rynki zareagowały gwałtownym spadkiem wartości i tak osłabionego funta. Jego kurs do dolara spadł do wartości 1,07 – najniższej od ponad 50 lat. Aby ratować walutę, niezależny od rządu Bank Anglii podjął interwencyjny skup długoterminowych obligacji. Przeznaczył na to 65 miliardów funtów.
Plany rządu napotkały też na wyraźny sprzeciw Brytyjczyków. Największymi beneficjentami zapowiadanych posunięć byłyby bowiem przedsiębiorstwa i najbogatsi obywatele.
W obliczu niekorzystnych sygnałów z rynku i złej aury politycznej, kanclerz Kwarteng ogłosił, że rząd zmodyfikuje swoje plany i porzuci pomysł zniesienia najwyższej stawki podatkowej.
Ten komunikat rynki odczytały bardzo pozytywnie – funt powrócił do poziomu sprzed przedstawienia propozycji cięć.
Recesja tuż-tuż
Zmiana planów rządu powinna też pozytywnie wpłynąć na prognozy dotyczące wysokości stóp procentowych. Jeszcze pod koniec września spodziewano się, że te nadal będą podnoszone. A przecież już teraz są one na najwyższym poziomie od 2008 roku – wynoszą 2,25%. Komitet Polityki Monetarnej podnosił stopy siedem razy z rzędu, z tego sześć razy tylko w tym roku. Jeszcze miesiąc temu negatywne scenariusze zakładały, że wysokość stóp może dojść do 4%. Po ogłoszeniu rządowych planów mówiło się o 6-7%, co wzmogło obawy Brytyjczyków o skokowy wzrost rat kredytów i krach na rynku nieruchomości.
Kolejne decyzje Komitetu Polityki Monetarnej zapadną w listopadzie.
W ostatnim czasie Bank Anglii zrewidował swoje prognozy gospodarcze na IV kwartał 2022 roku. W sierpniu komunikował, że spodziewa się wzrostu o 0,4%. Teraz przewiduje spadek PKB o 0,1%. Ostrzeżenia przed recesją zmieniły się w obawy, że ta już się zaczęła.
Inflacja konsumencka w Wielkiej Brytanii notuje poziomy niewidziane od lat 80. W sierpniu po raz pierwszy od 40 lat weszła na dwucyfrowy poziom i wyniosła 10,1%. Prognozy – przedstawiane jeszcze przed rządowymi planami obniżki podatków – wskazują na dojście inflacji do 11-13% jeszcze przed końcem roku i utrzymywanie się powyżej 10% do końca 2023 roku.
W łagodzeniu skutków rosnących cen ma pomóc państwowa interwencja na rynku energetycznym. Premier Liz Truss zapowiedziała, że rachunki zostaną zamrożone na dwa lata. Koszt dla budżetu? 150 miliardów funtów, przekazane firmom energetycznym w formie pożyczek na okres 10-20 lat.
Ten ruch wzbudził mieszane uczucia u ekonomistów. Z jednej strony widzą potrzebę wsparcia gospodarstw domowych przy niekontrolowanie rosnących cenach prądu, z drugiej obawiają się, by jednorazowa interwencja nie przerodziła się w cykliczną – wszak analitycy już teraz przewidują, że kryzys energetyczny zostanie z nami na dłużej.
Polityczna cena kryzysu
W ostatnich tygodniach przez Wielką Brytanię przetoczyły się fale strajków niezadowolonych z pogarszającej się sytuacji mieszkańców kraju. Protestowali pracownicy kolei, poczty, lotnisk czy służb sprzątania miasta. W weekend część demonstrujących w Londynie miała ze sobą hasła otwarcie antyrządowe.
Wszystko to dzieje się krótko po politycznej rewolucji, której doświadczyła Wielka Brytania. Jeszcze miesiąc temu królową była Elżbieta II, a premierem Boris Johnson. Dziś na czele rządu stoi Liz Truss, a w kraju panuje Król Karol III.
Może się okazać, że to nie koniec politycznego trzęsienia ziemi w kraju, bowiem sondaże wskazują na rekordowo niskie poparcie dla rządzącej od dwunastu lat Partii Konserwatywnej. Do Partii Pracy traci ponad 30 punktów procentowych.
Wybory parlamentarne planowo mają zostać przeprowadzone za dwa lata.
Foto: TT @RoyalFamily
JEŻELI DOCENIASZ NASZĄ PRACĘ, DOŁĄCZ DO GRONA NASZYCH DARCZYŃCÓW!
Z otrzymanych funduszy sfinansujemy powstanie kolejnych publikacji.
Możliwość wsparcia to bezpośrednia wpłata na konto Instytutu Nowej Europy:
95 2530 0008 2090 1053 7214 0001 tytułem: „darowizna na cele statutowe”.
Comments are closed.