W środę 6 lipca Parlament Europejski zatwierdził taksonomię, w której w kategorii wspieranych, zielonych źródeł energii znalazły się gaz ziemny i energetyka jądrowa. Przestają one być zatem „gorącym kartoflem” i wracają na stoły inwestorów jako realnie opłacalna opcja. To dobra wiadomość dla europejskiej energetyki; dla polskiego projektu jądrowego – niekoniecznie. Nie ma jednak wątpliwości, że do takiego rozwoju wypadków przyczyniła się napaść Rosji na Ukrainę i związany z nią kryzys na rynku surowców energetycznych.
Spory o ostateczny kształt unijnej taksonomii można by opisywać na wielu stronach. Ich obserwowanie miało w sobie coś z oglądania ulubionego serialu w czasach sprzed nadejścia platform streamingowych: po każdym odcinku było wiadomo, że to jeszcze nie koniec i z niecierpliwością czekało się na kolejną odsłonę tego dramatu. Wydaje się jednak, że tym razem to już naprawdę koniec, że taksonomia zostanie taka, jaką przegłosował ją w środę 6 lipca 2022 r. Parlament Europejski. A to oznacza, że wśród technologii wytwarzania energii – które dokumenty unijne klasyfikują jako rekomendowane do bezpośredniego wsparcia przez inwestorów prywatnych – znajdą się te oparte na spalaniu gazu ziemnego i energetyka jądrowa.
To symboliczny – i całkiem realny też – koniec ery, w której energetyka jądrowa stanowiła tylko i wyłącznie chłopca do bicia. Ery, w której debata toczyła się tylko o jej wadach – a praktycznie nigdy o zaletach i postępie, jaki się w niej dokonał.
Początkiem końca tej ery, którą przeciwnicy atomu – w tym goszczony przez Partię Zieloni w polskim Sejmie Mycle Schneider – nazwali „fazą schyłkową”, były bez wątpienia raporty IPCC. Gremialna większość proponowanych bowiem przez IPCC scenariuszy dekarbonizacji opiera się na założeniu, że udział energetyki jądrowej w światowym miksie energetycznym nie zmieni się albo wręcz znacznie wzrośnie. Raporty IPCC oceniają ślad węglowy energetyki jądrowej na porównywalny z OZE i nazywają ją wprost ważnym narzędziem mitygacji zmian klimatu [patrz np.: czwarty raport IPCC]. IPCC jasno wskazuje: transformacja z wykorzystaniem atomu będzie i tańsza, i szybsza.
Ale głos świata nauki okazał się nie wybrzmiewać wystarczająco donośnie, zwłaszcza w Zachodniej Europie, gdzie w wielu krajach skutecznie zagłuszył go zielony populizm i ułańska fantazja niemieckiej Energiewende. Potrzebne było coś więcej – realny kryzys. Taki, w obliczu którego zmieniają się postawy i potrzeby. Kryzys jest często ojcem pragmatyzmu i autorka stawia tezę, że po raz kolejny w historii tak stało się i tutaj.
Uwzględnienie energetyki jądrowej w unijnej taksonomii jest jasnym sygnałem dla inwestorów prywatnych, że ta gałąź ma szansę na podobne wsparcie, co inne niskoemisyjne technologie generacji
Francja, prymuska europejskiej transformacji, w zasadzie nie musi prowadzić jej w energetyce. Francuska energetyka jest – w skali Europy i świata – jedną z najmniej emisyjnych od dekad. Zawdzięcza to częściowej realizacji tzw. Planu Messmera, który był reakcją władz na światowy kryzys naftowy z lat 1973-1974. Zakładał on uniezależnienie Francji od importu ropy i – szerzej – paliw kopalnych na cele energetyczne poprzez rozwój krajowego sektora jądrowego i budowę całej serii reaktorów jądrowych. Planu nie zrealizowano w pełni, ale słodkie owoce konsekwentnych i długoletnich inwestycji w wiedzę, rozwój technologii i krajowego przemysłu Francja, jako eksporter energii elektrycznej netto, zbiera i dziś.
Napaść Rosji na Ukrainę wytrąciła Zachodnią Europę z trybu business as usual. Decyzja o nałożeniu sankcji na rosyjskie surowce oznacza gwałtowny spadek ich podaży i równie gwałtowny wzrost cen przy niezmienionym popycie. Do ograniczenia popytu wzywają już zresztą wszyscy, w tym prezes PGE. W kolejnych krajach pojawiają się decyzje nakazujące rozważne korzystanie z klimatyzacji (np. we Włoszech poleca się ustawić ją na nie mniej niż 25 stopni) i obniżające wymaganą zimą temperaturę w budynkach (np. we Francji, dla ogrzewanych gazem budynków publicznych). W takich okolicznościach staje się jasne, jak bardzo potrzebujemy energii i jak duże są te potrzeby.
Dlatego właśnie był już najwyższy czas na przełamanie złej jądrowej passy, w czym zresztą aktywnie pomogła Ukraina.
Ukraina co dzień dokonuje niemożliwego. Ale jest data, którą należy podkreślić szczególnie: to 16 marca 2022 roku, kiedy walcząca Ukraina dokonała synchronizacji i połączenia z europejskim systemem elektroenergetycznym. Prace przygotowawcze trwały od 2021 roku, przyłączenie miało nastąpić w 2025. W warunkach wojny, ogromnym wysiłkiem, dokonano go w dwa tygodnie. W czerwcu Ukraina, gdzie zapotrzebowanie na energię elektryczną drastycznie od momentu inwazji spadło, rozpoczęła sprzedaż energii – pochodzącej głównie z tamtejszych elektrowni jądrowych – do europejskiej sieci. Według doniesień Reutersa, Ukraina może w ten sposób zarobić 1,5 mld euro do końca 2022 roku.
Choć inwestycja w projekt jądrowy jest inwestycją wymykającą się logice neoliberalnego kapitalizmu, to jest to inwestycja bezpieczna i przewidywalna
Nie zaskakuje więc wcale, że do debaty wokół europejskiej taksonomii włączyli się przedstawiciele władz z Kijowa, apelując o uwzględnienie energii z atomu jako zielonej. I cieszy, że – jak sugeruje wynik głosowania – ich apel został usłyszany w momencie, gdy Kijów bardzo potrzebuje każdej formy wsparcia, natomiast Europa bardzo potrzebuje produkowanej w ukraińskich reaktorach energii elektrycznej.
Uwzględnienie energetyki jądrowej w unijnej taksonomii jest jasnym sygnałem dla inwestorów prywatnych, że ta gałąź ma szansę na podobne wsparcie, co inne niskoemisyjne technologie generacji: podobne do tego, jakie mają energetyka wiatrowa i słoneczna. W końcu, jak wskazują raporty IPCC, ma podobne do nich wskaźniki emisyjności.
To oznacza, że choć inwestycja w projekt jądrowy jest inwestycją wymykającą się logice neoliberalnego kapitalizmu, to jest to inwestycja bezpieczna i przewidywalna. Być może więc powoli zaczną zmniejszać się piętrzone przed takimi projektami bariery mentalne i rynkowe, które niepomiernie windowały ryzyko biznesowe i koszta, utrudniając procesy ich finansowania.
To dobra wiadomość dla europejskiej energetyki.
Jednocześnie jest to jednak i dobra, i zła wiadomość dla polskiego projektu jądrowego. Dobra, bo oznacza, że jedynym przeciwnikiem i przeszkodą w jego realizacji – a ta trwa od 2009 roku – pozostajemy my sami. Zła, bo oznacza, że o ile do tej pory to do nas jako do potencjalnego klienta ustawiał się rządek chętnych, by przełamać impas dostawców, o tyle już wkrótce to do tych dostawców może ustawić się kolejka chętnych, większych od nas klientów. To my będziemy pukać do tych drzwi a ich otwarcie okaże się o wiele bardziej kosztowne niż byłoby rok temu, czy nawet teraz.
JEŻELI DOCENIASZ NASZĄ PRACĘ, DOŁĄCZ DO GRONA NASZYCH DARCZYŃCÓW!
Z otrzymanych funduszy sfinansujemy powstanie kolejnych publikacji.
Możliwość wsparcia to bezpośrednia wpłata na konto Instytutu Nowej Europy:
95 2530 0008 2090 1053 7214 0001 tytułem: „darowizna na cele statutowe”.
Comments are closed.