Podczas inwazji na Ukrainę, w rosyjskim systemie politycznym wzrosło znaczenie Jewgienija Prigożyna, szefa prywatnej firmy wojskowej Grupa Wagnera. Ponieważ postać Prigożyna i wagnerowców silnie oddziałują na wyobraźnię, Jewgienij Wiktorowicz szybko został zakwalifikowany przez media jako „ten, który może zastąpić Władimira Putina”, co jest nieprawdą. Jego awans w strukturach władzy pokazuje wyłącznie, w jaki sposób działa rosyjski system, i po co znajdują się w nim ludzie pokroju Prigożyna.
Produkt rosyjskiego kapitalizmu
Prigożyn to postać mroczna i przyciągająca uwagę, ale nie może zastąpić Władimira Putina. Jest zbyt wulgarny i prymitywny, a do tego, nienawidzi go zbyt wiele frakcji – ludzie służb, wojskowi, politycy, gubernatorzy i część biznesu – bo jak powiedział dziennikarz rosyjskiego portalu Meduza, Andriej Pierciew:
Prigożyn uosabia anty-siłowika, anty-polityka, anty-policjanta
Jest parweniuszem, który idzie jak taran tam gdzi,e go nie chcą, wydaje mu się bowiem, że skoro jest dla Putina przydatny, stać go przynajmniej na tekę ministra albo stanowisko gubernatora Sankt Petersburga. Putin jednak używa ludzi takich, jak Prigożyn czy Ramzan Kadyrow w bardzo konkretnych celach, a kiedy przestają być mu potrzebni. każe usunąć się w cień. Jeśli nie posłuchają, sam ich przesuwa.
Jewgienija Prigożyna powszechnie nazywa się „kucharzem Putina”, ale ten przydomek jest nieprecyzyjny. Prigożyn prawie całe lata 80 spędził w kolonii karnej, ponieważ w 1979 roku został skazany za kradzież, rozbój i oszustwo. Niedługo po wyjściu z więzienia, kiedy rozpadał się Związek Radziecki, Prigożyn rozbudowywał sieć hot-dogarni i marketów, a do 1998 roku zdążył otworzyć dwie luksusowe restauracje, z których jedną bardzo chętnie odwiedzał Władimir Putin, gdy jeszcze pracował w Sankt Petersburgu. Zabierał do niej interesantów i delegacje zagraniczne.
Dzięki umiejętności poruszania się w dzikiej kapitalistycznej transformacji lat 90 i znajomościom wśród władz Sankt Petersburga, Prigożyn wkrótce otworzył sieć rosyjskich fast foodów Blin! Donald, posiadających swoje punkty w całym kraju. Jego firma Concord otrzymała też państwowe kontrakty na dostarczanie cateringu do publicznych szkół i przedszkoli. A w drugiej dekadzie rządów Putina, także do ministerstwa obrony i zdrowia oraz dla wojska. Równocześnie Prigożyn inwestował w developerkę, formalnie kierowaną i zapisaną na jego małżonkę i starszego syna Pawła – dziś, tak jak i on obłożonych sankcjami. Rodzina Prigożynów dzięki znajomościom mogła bezprawnie burzyć zabytkowe budynki Sankt Petersburga, stawiając nowe i luksusowe wille, centra turystyki i medycyny, a nawet bazy wojskowe. Przy okazji Condord otrzymał spory kawałek biznesu śmieciowego miasta.
Biznesowa biografia kryminalisty, który zaczynał w latach 90., a w epoce putinowskiej stał się milionerem, jest znakomitym studium przypadku dziejów rosyjskiego kapitalizmu ostatnich 30 lat. W latach 2011-2021 firmy powiązane z Prigożynem podpisały około 6 tysięcy państwowych kontraktów o łącznej wartości 209 miliardów rubli. W maju 2017 roku Federalna Służba Antymonopolowa, orzekła wobec pięciu jego firm organizację kartelu i złamanie przepisów antymonopolowych, ale dzięki znajomościom właściciela, wszystkie zwolniła od odpowiedzialności karnej i administracyjnej.
Farma trolli
Jeden ze sposobów doboru kadr przez Władimira Putina polega na angażowaniu do zadań państwowych ludzi mało znanych, niezbyt inteligentnych, za to bezwzględnych i pochodzących z rodzinnego Sankt Petersburga. Dokładnie tą drogą Jewgienij Prigożyn najpierw został szefem „farmy trolli”, a nastepnie Grupy Wagnera. Mimo że na początku nie chciał ani jednego ani drugiego.
W czasie wielkich protestów 2011/2012 Władimir Putin zrozumiał, że dzięki internetowi wyrosło w Rosji nowe pokolenie nieprzychylne reżimowi. Dlatego w 2013 roku, powierzył Prigożynowi stworzenie i zarządzanie Agencją Badań Internetowych, powszechnie określaną farmą trolli. Jej pracownicy mieli za zadanie w Runecie, czyli rosyjskim internecie, masowo tworzyć prorządowe i antyopozycyjne wpisy. Oprócz tego chodziło o deprecjonowanie wirtualnej przestrzeni jako źródła wiedzy poprzez nieustanne produkowanie nienawiści i absurdu, tak aby korzystający z internetu popadali w chaos informacyjny, aksjologiczny i poznawczy. Efekt jest widoczny podczas rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Nawet przeciwni wojnie Rosjanie, często w rozmowie z ankieterami wskazują, że wszyscy kłamią. I Rosja, i Zachód, i Ukraina stosują propagandę, a więc trudno stwierdzić, kto tak naprawdę ponosi winę. Dla nich wszystko jest niedookreślone, niewiadome i wszyscy są winni jednakowo.
W 2015 roku, Prigożyn wykorzystując zdobyte doświadczenie, przeniósł działalność swoich trolli za granicę, zwłaszcza do Stanów Zjednoczonych. Ich zadanie polegało na osłabianiu prezydenta Obamy, dyskredytowaniu Hillary Clinton i wzmacnianiu Donalda Trumpa. Przede wszystkim chodziło jednak o produkowanie tysięcy komentarzy na Twitterze i Facebooku, na kontach najważniejszych gazet – np. New York Timesa i The Washington Post – oraz w dyskusjach na temat policyjnej przemocy i ruchu Black Lives Matter. Rosyjski trolling wspierał też ruchy antyszczepionkowe. Wszystko to miało doprowadzić do tego samego, co w Rosji – chaosu i kompromitacji internetu, ale też dyskredytować tradycyjne media i instytucje państwowe USA, poprawiać wizerunek Rosji oraz intensyfikować konflikty społeczne związane z biedą i nienawiścią rasową. Sukcesy w USA, zachęciły do atakowania innych państw: ingerowania w spory wokół Brexitu i niepodległość Katalonii czy wspierania niemieckiej skrajnej prawicy. Na kolejnym etapie trolling Prigożyna zaczął też działać w państwach afrykańskich. Celem było również to, by instrument siania chaosu w mediach społecznościowych państw demokratycznych, znalazł się w arsenale innych antyzachodnich państw, takich jak Iran, Korea Północna czy Chiny, co zresztą się udało.
Oczywiście to nie Prigożyn wymyślił tak tani i skuteczny sposób szkodzenia Zachodowi. Został on zaprojektowany przez GRU, czyli wywiad wojskowy Rosji. Jednak Putin powierzył zarządzenie projektem znajomemu biznesmenowi, ponieważ to również charakterystyczny dla niego model działania – racjonalny z punktu widzenia zachowania dyktatorskiej władzy. Prigożyn donosił Putinowi o wszystkim, co dzieje się wewnątrz projektu. Dokładnie z tego samego powodu, kolejnym zadaniem Jewgienija Wiktorowicza stało się pokierowanie kolejnym projektem GRU, czyli Grupą Wagnera.
Psy wojny
Pomysłodawcą i twórcą Grupy Wagnera, wzorowanej na amerykańskiej firmie najemniczo-ochroniarskiej Blackwater, był podpułkownik Specnazu GRU, Dmitrij Utkin. Jednak niemal od początku zarządza nią Prigożyn, a najemnicy przyjmowani do organizacji podpisują kontrakty z jego firmami. Wagnerowcy po raz pierwszy pojawili się podczas aneksji Półwyspu Krymskiego w marcu 2014 roku, ale świat poznał ich dopiero podczas wojny w Donbasie i rosyjskiej interwencji zbrojnej w Syrii. Następnie byli wysyłani do Republiki Środkowoafrykańskiej, Wenezueli, Libii, Mozambiku i Mali, gdzie wspierali tamtejsze krwawe reżimy. Pod koniec marca tego roku, w związku z porażkami rosyjskiej armii, pojawili się na ukraińskim froncie.
Niemal każda ich misja pokazywała, że kilka tysięcy wagnerowskich najemników to przede wszystkim działający na wyobraźnię medialny symulakr o niskiej wartości bojowej.
Ich słabe przeszkolenie i nieodpowiedni sprzęt czyniły ich nieprzydatnymi w Republice Środkowoafrykańskiej. W 2018 roku, w Syrii, 300 wagnerowców zostało wybitych przez wojska amerykańskie. W konflikcie ukraińskim stanowią „mięso armatnie” i sposób uzupełniania zasobów ludzkich, a nie wsparcie bojowe.
Być może prawdą jest, że od początku w istnienie Grupy Wagnera wpisano następujące założenie: wykonują oni dla prawdziwego wojska tzw. rozpoznanie bojem, czyli sprawdzenie przyszłych warunków walki oraz determinacji i siły przeciwnika, przy czym dowódcy z góry zakładają ich całkowitą anihilację w czasie rozpoznania. Śledztwo Nowaja Gazieta Europe wskazuje, że obecnie w Ukrainie może walczyć dziś od 10 do 20 tysięcy najemników, z czego połowę stanowią wagnerowcy. Zdaniem wojskowego eksperta Pawła Luzina, państwo używa ich jako mięsa armatniego, a jednocześnie pozbywa się ludzi zbędnych, którzy mogliby wystąpić przeciwko władzy z bronią w ręku.
W jednym wagnerowcy, podobnie jak kadyrowcy – prywatne wojsko głowy Republiki Czeczenii Ramzana Kadyrowa- osiągnęli perfekcję: popełnianiu zbrodni wojennych na ludności cywilnej.
Kadyrowcy również prezentują niewielką wartość bojową, są natomiast wykorzystywani, podobnie jak Grupa Wagnera, do terroryzowania ludności cywilnej w każdym zakątku świata. To prawdopodobnie również systemowa rola nadana im przez GRU i rosyjski sztab.
Obecnie najważniejszym zadaniem Prigożyna jest prowadzenie pod sztandarem wagnerowców ukrytej mobilizacji. Kontrolowana przez niego kampania reklamowa Grupy Wagnera obejmuje billboardy w całym kraju, płatne reklamy i ogłoszenia „zwykłych użytkowników” publikowane V Kontakte (rosyjski odpowiednik Facebooka) obejrzane przez kilkadziesiąt milionów osób oraz milionowe zasięgi płatnych kanałów w Telegramie. Sam Prigożyn zorganizował objazd po koloniach karnych, gdzie rekrutował więźniów. Jedną z wizyt sfilmowała wynajęta przez niego ekipa, tworząc profesjonalne wideo, będące para-polityczną promocją biznesmena. Po opublikowaniu wideo duża część mediów uznała, że rola szefa wagnerowców w systemie wzrosła, a on sam zaczął nieformalną kampanię polityczną na rzecz swojej osoby.
50 kampanii Prigożyna
Samo wideo było tylko jednym z elementów politycznego PR-u Prigożyna. Wkrótce po tym petersburski biznesmen potwierdził tajemnicę poliszynela, że to on jest właścicielem Grupy Wagnera oraz dał do zrozumienia, że kieruje farmą trolli, gdyż przyznał się do ingerowania w amerykańskie wybory. Zaraz po tym, pojawiły się zapowiedzi sfinansowania przez firmę Concord „ośrodków szkolenia milicji ludowych” w obwodach kurskim i biełgorodzkim, graniczących z Ukrainą. Niedawno media informowały, że Prigożyn rekrutuje elitarne jednostki armii afgańskiej przeszkolone przez amerykańskich instruktorów, które wyjechały z kraju po dojściu talibów do władzy. Kolejna informacja (być może wpuszczona do mediów przez samego Prigożyna) dotyczy planów stworzenia przez niego nowej partii politycznej, która przedstawiłaby ofertę dla ultra patriotów – monarchistów, prawosławnych, nacjonalistów, wojskowych, etc. Grupy te popierają politykę Kremla aczkolwiek uważają, że w działaniach wojennych Putin powinien iść na całość, podobnie jak w budowie zmilitaryzowanego, do szpiku konserwatywnego autorytaryzmu dostosowanego do czasów pełnoskalowej wojny.
O wiele ważniejsze od PR-owych kampanii są otwarte konflikty Prigożyna z wyżej umocowanymi członkami rosyjskiej elity politycznej. Po pierwsze, biznesmen wszedł w konflikt z człowiekiem Putina, gubernatorem Sankt Petersburga Aleksandrem Bieglowem, co spowodowało kontrole, aresztowania i zatrzymanie procesów produkcyjnych w firmach Prigożyna. Po drugie, szef wagnerowców pozwala sobie na publiczną krytykę sposobu prowadzenia wojny w Ukrainie (a wcześniej w Syrii) – znajdując się przez to w ostrym konflikcie z ministrem obrony narodowej Siergiejem Szojgu, który cofnął jego firmie cateringowej kontrakty z MON-em i wojskiem. Co więcej, Prigożyn poparł Kadyrowa, gdy ten krytykował rosyjskich generałów za opuszczenie Chersonia. Wreszcie, znajduje się on w złych relacjach z administracją prezydenta, ponieważ ta popiera gubernatora Bieglowa. Konflikt dotyczy zwłaszcza wice szefa administracji, niezwykle wpływowego Siergieja Kirijenko.
Polityczny marketing i brawura z jaką Jewgienij Prigożyn prowadzi spory z mocniejszymi od siebie, świadczy o trzech rzeczach: znalazł swoje miejsce w systemie putinowskim, zaczął przejawiać aspiracje polityczne i w dostępie do ucha prezydenta zaliczył awans.
Ale gdyby po akademicku zapytać, co to oznacza w ujęciu systemowym, odpowiedź brzmiałaby: niewiele. Takich prigożynów, putinizm przerobił co najmniej kilku, jeśli nie kilkunastu.
Prigożyny i inne kadyrowy
Najważniejsze jest to, że wojenny, coraz bardziej represyjny putinizm potrzebuje głośnych, prostolinijnych i ludowych orędowników wojny. Zwłaszcza po odniesieniu dotkliwych porażek w Ukrainie. „Ludzie czynu” swoim mundurem, krytyką establishmentu politycznego i generalicji oraz bojowymi okrzykami podnoszą poprzeczkę obowiązującego poparcia dla wojny, radykalizując system, ponieważ to do ich postulatów muszą dostosowywać retorykę pozostali. Inaczej popadną w niełaskę Putina lub okażą się zdrajcami.
Prigożyny i kadyrowcy są jednocześnie straszakiem dla elit. To właśnie im pozwala się mówić o lenistwie, korupcji i nieudolności ludzi ze świecznika. Jeśli Putin chce kogokolwiek podgryźć, osłabić lub nastraszyć, pozwala w pierwszej kolejności zrobić to prigożynom i kadyrowom. Tym bardziej, że nie potrafi przyznać się do własnych błędów, tak jak w przypadku Siergieja Szojgu.
Logika putinizmu nie pozwala prezydentowi powiedzieć, że Szojgu markował reformę armii napychając sobie kieszenie, oraz że jest współodpowiedzialny za porażkę rosyjskiej armii. Zamiast tego robi to ustami Kadyrowa i Prigożyna, a niekiedy mniej ważnych osób takich jak jak Konstantin Małofiejew, szef i właściciel telewizji Cargrad.
Za pomocą prigożynów i kadyrowów Putin pokazuje całej elicie, że lepiej nie spiskować przeciwko niemu, bo na jego miejscu zawsze zjawić się mogą niebezpieczni dla establishmentu radykałowie. Kiedy Prigożyn wraz z Kadyrowem nawołują do wezwania na front 50% rosyjskich sił bezpieczeństwa, prezydent osiąga swój cel. Siły bezpieczeństwa znienawidzą obu, utwierdzając się w przekonaniu, że Putin może i nie jest idealny, ale przynajmniej nie szalony. Nie naruszy ich status quo, a zwłaszcza zdobytych majątków.
Istnienie ludzi pokroju Prigożyna, Kadyrowa, ułatwia Putinowi politykę „dziel i rządź”. Politolog Andriej Kolesnikow z Carnegie Moscow mówi: Putin zawsze obserwuje starcia jakichś grup w elitach, a w razie potrzeby interweniuje. Zależnie od sytuacji muszą albo sami rozwiązać konflikty między sobą albo odwołać się do niego, ale on lubi patrzeć jak ludzie zderzają się ze sobą. I myślę, że takich wewnętrznych konfliktów jest tam wiele, na przykład między Kadyrowem a siłami bezpieczeństwa. Putin oczywiście uważnie pilnuje, by Kadyrow nie przekraczał pewnych granic, ale te granice są znane wyłącznie samemu Putinowi. Tym niemniej, w ramach konfliktów stronom dana jest pewna swoboda działania. To styl Putina.
Dyrektorka Russia Institute w King’s College London Gulnaz Sharafutdinova napisała dla portalu telewizji Al Jazeera: „jak mawia stare przysłowie: kiedy robi się ciężko, nadchodzą twardziele”. Dlatego nie powinno dziwić, że w wyniku rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a także dryfowania putinizmu w stronę totalitaryzmu, wzrosła medialna, mobilizacyjna i systemowa rola Jewgienija Prigożyna. Jednak w putinizmie tacy ludzie jak Prigożyn zawsze byli potrzebni.
Tylko, że Putin wyciągał ich na świecznik w zależności od potrzeb. Gdyby nagle doszło do resetu ze Stanami Zjednoczonymi, schowałby Prigożyna i Kadyrowa, a ich funkcje przejęłyby kremlowskie gołąbki pojednania i koncyliacyjnej polityki.
Niezależnie od tego, czy szef Grupy Wagnera i farmy trolli uwierzył w swoje ambicje polityczne, które miałyby zaprowadzić go do ministerstwa obrony czy na fotel gubernatora, stanowi on trzeciorzędny trybik w machinie putinizmu i pozostaje szczekającym bulterierem na smyczy samego demiurga, czyli Władimira Putina. W związku z wojną bulterier szczeka częściej niż zwykle, a dodatkowo Putin ma w zwyczaju spuszczać swoje psy ze smyczy, aby obwąchiwały, zastraszały, przypierały do ściany, zaznaczały teren, prowokowały warczeniem i szczerzeniem kłów. Jednak na dłuższą metę prezydent woli osoby działające po cichu. Wtedy zostają gubernatorami, wiceministrami albo pomocnikami prezydenta. Jak na przykład, obecny gubernator obwodu jarosławskiego Dmitrij Mironow i gubernator obwodu tulskiego Aleksander Diumin. Obaj działali po cichu, są inteligentni, a co najważniejsze byli oficerami Federalnej Służby Ochrony. Prigożyn zaś to dureń, prymityw i parweniusz, a z biografii kryminalista i Nikodem Dyzma korupcyjnego kapitalizmu. Najbardziej prawdopodobny dla niego scenariusz, to pozostać bulterierem i kucharzem Putina. A wtedy ma nawet szansę nadal czerpać zyski z państwowych kontraktów, zachowując status milionera.
Foto: PAP/EPA

DOŁĄCZ DO GRONA NASZYCH DARCZYŃCÓW!
Z otrzymanych funduszy sfinansujemy powstanie kolejnych publikacji.
Możliwość wsparcia to bezpośrednia wpłata na konto Instytutu Nowej Europy:
95 2530 0008 2090 1053 7214 0001 tytułem: „darowizna na cele statutowe”
Comments are closed.