Tekst przygotowany w ramach Akademii INE, cyklu publikacji tworzonych przez młodych analityków i praktykantów Instytutu Nowej Europy.
Pierwszego listopada odbyły się przedterminowe wybory parlamentarne do duńskiego parlamentu. 84,1% wyborców wzięło udział w tegorocznych wyborach. Jest to najniższa frekwencja wyborcza od 1990 roku. Zwycięstwo w wyborach odniósł blok centrolewicowy, zapewniając sobie wymagane 90 mandatów do utworzenia rządu.
Blok prawicowy uzyskał 73 mandaty, a moderaci 16 w 179 osobowym parlamencie. Premier Mette Frederiksen w środę (2 listopada) złożyła dymisję u królowej Małgorzaty II i w najbliższym czasie czeka na tzw. dronningerunde (Królowa Małgorzata II może, za radą liderów partii politycznych zasiadających w Folketingu, wyznaczyć negocjatora lub osobę, która będzie odpowiedzialna za utworzenie rządu i objęcie urzędu premiera), a tuż po wskazaniu lidera zaczną się negocjację rządowe[1].
Decyzja o przeprowadzeniu przedterminowych wyborów zapadła po raporcie dotyczącym kontrowersji związanych z ubojem milionów norek podejrzanych o chorobę COVID19 w 2020 roku. Prawnicy skrytykowali decyzję rządu Mette Frederiksen i twierdzili, że jest ona pozbawiona podstaw prawnych. Raport wykazał, że premier nie wiedziała o niezgodności z prawem swojej decyzji. Jednakże, „rażąco wprowadziła w błąd” opinię publiczną. Skandal i wykryte nieprawidłowości spowodowały, że socjaldemokraci dostali ultimatum od koalicjanta – Radykalnej Lewicy. Radykalna Lewica zagroziła wotum nieufności, a opozycja domagała się wprowadzenia procedury impeachmentu wobec Mette Frederiksen. Zaistniała sytuacja zmusiła socjaldemokratów do przeprowadzenia przyspieszonych wyborów.
W wyborach w 2019 roku debata zdominowana była głównie tematem imigrantów, o którym obecnie mało usłyszymy w debatach. Partia Venstre nie jest aż tak silna jak w wyborach w 2019 roku. Z partii odszedł obecny lider moderatów Lars Løkke Rasmussen oraz Inger Støjberg (została postawiona w stan oskarżenia z parlamentu za nielegalne rozdzielenie małżeństw uchodźców). Socjaldemokraci, mimo afery związanej z raportem, mieli duże szanse na zwycięstwo w wyborach. Premier Danii od początku zaznaczała chęć stworzenia centrowej koalicji rządzącej, która byłaby złożona z partii od lewicowych do prawicowych. Partia rządząca po wyborach może utworzyć rząd bez pomocy byłego premiera Larsa Løkke Rasmussena. Lider moderatów mówił, iż chętny jest do współpracy i utworzenia rządu z socjaldemokratami. Warunkiem Rasmussena, który musi być spełniony, by móc mówić o ewentualnej koalicji, jest zaproponowanie innego kandydata na premiera niż obecna premier Frederiksen. Zarówno lider moderatów, jak i premier Frederiksen podczas kampanii wyborczej podkreślali, że chcą skończyć z polityką blokową w kraju i utworzyć rząd centrowy. W przedwyborczej debacie w TV2 premier Frederiksen mówiła, iż socjaldemokraci mogą z moderatami współpracować na wielu polach m.in. w kwestii służby zdrowia.
Znaczącą rolę w kampanii wyborczej odegrał były premier Lars Løkke Rasmussen. Spekulowano w mediach, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest rząd centrowy (blok lewicowy + Moderaci). Sprzeciw wobec tej propozycji zgłosiła partia Venstre, która wyklucza chęć tworzeni koalicji z moderatami. Lider moderatów był drugim najczęściej cytowanym liderem w duńskich mediach. To bez wątpienia sukces dla partii, która jeszcze parę miesięcy temu mogła liczyć na poparcie rzędu 2-3% w sondażach.
Kontrowersje:
- Wiele kart do głosowania w okręgu Nyborg (który obejmuje gminę Nyborg i Kerteminde) zawierają błędne rozmieszczenie kandydatów na liście. Wszyscy kandydaci zostali wymienieni w porządku alfabetycznym, a nie według uzgodnionego z partią numeru na liście. Przyczyną tej wpadki jest nieotrzymanie listu z pozycją danych kandydatów na listach partyjnych z Kolegium Apelacyjnego.
- W gminie Frederiksen zamieniono inicjały identyfikacyjne partii. W wyniku błędu – 980 głosów demokratów trafiło do Ruchu Zieloni-Czerwoni, a 104 głosy na ruch zostało zakwalifikowanych jako głosy oddane na demokratów.
Podobnie jak w 1998 roku o wyniku i układzie sił w parlamencie zadecydowały mandaty z Grenlandii i Wysp Owczych. Socjaldemokraci uzyskali w Grenlandii i Wyspach Owczych 3 z możliwych 4 do zdobycia mandatów. Premier Mette Frederiksen, mimo zwycięstwa w wyborach zapowiedziała, że będzie starała się zachęcić do współpracy partie centrowe, aby stworzyć szerszą koalicję. Afera „norkowa”, od której wszystko się zaczęło, ostatecznie nie odegrała większej roli w kampanii wyborczej i nie przekreśliła szans na zwycięstwo socjaldemokratów w wyborach.
Foto: Martin Sylvest/PAP/EPA
Comments are closed.