Chińska Republika Ludowa nazywa Tajwan „odwieczną i niezbywalną” częścią Chin. Sprawa jest przedstawiana w taki sposób, jakby wyspa była częścią Państwa Środka od czasów najwcześniejszych dynastii i odgrywała istotną rolę w jego dziejach. Jednak taka narracja jest niczym innym jak produktem XX-wiecznego chińskiego nacjonalizmu. Nie zmienia to faktu, że sprawa Tajwanu jest skomplikowana.
Sięganie po głęboko historyczne argumenty zwykle zdradza słabość aktualnych roszczeń. Najbardziej ekstremalna wersja „odwiecznej” przynależności Tajwanu do Chin sięga przybycia tam pierwszych ludzi 20-30 tys. lat temu. Poziom morza był wtedy dużo niższy i wyspa była połączona ze stałym lądem. Została wówczas zasiedlona przez grupy łowców-zbieraczy przybyłych z terenów dzisiejszych Chin. Łączenie tych ludzi ze współczesnymi Chińczykami jest – delikatnie mówiąc – nadużyciem.
Im bliżej naszych czasów, tym gorzej dla chińskiej wizji historii. W czwartym tysiącleciu p.n.e. Tajwan został zasiedlony przez ludy austronezyjskie. Od tamtej pory autochtonicznym mieszkańcom wyspy językowo i kulturowo bliżej do ludzi zamieszkujących dzisiejsze Filipiny, Malezję, Indonezję i Oceanię. W drugim tysiącleciu p.n.e. Tajwan nawiązał intensywne relacje handlowe z Filipinami, a za ich pośrednictwem z Azją Południowo-Wschodnią. Kontakty z pobliskimi ludami chińskimi, bo o Chinach we współczesnym rozumieniu tego słowa nie ma jeszcze mowy, jeśli w ogóle istniały były bardzo ograniczone.
Chiny wkraczają na scenę dopiero w III w. n.e. W 230 roku państwo Wu wysłało ekspedycję wojskową na wyspę zwaną wówczas Yizhou. To pierwsza wzmianka o Tajwanie w chińskich źródłach. Konkretne miejsce, dokąd dotarła ekspedycja oraz jej cele nie są znane.
Jedno jest pewne Chińczycy nie zostali tam długo. Kolejne wyprawy, o których wiemy zorganizowała dopiero dynastia Sui (589-618). Znowu jednak niewiele wiadomo o tych trzech ekspedycjach wojskowych ponad to, że się odbyły. W tym okresie chińscy rybacy mieli też zacząć zapuszczać się na położone w pobliżu Tajwanu Peskadory (Penghu) Nie zakładali jednak stałych osiedli, a przynajmniej nic na to nie wskazuje.
Za dynastii Tang (618-907) zaczął wreszcie rozwijać się handel z wyspą, występującą w ówczesnych chińskich źródłach pod nazwą Liuqiu. Nadal jednak nie ma mowy o jakichkolwiek formach zwierzchności. Natomiast wiadomo, że w IX w. na Peskadorach zaczęły powstawać stałe chińskie osady rybackie. Znowu jednak ich związki z Chinami pozostają niejasne. Sytuacja wyjaśnia się dopiero kilka stuleci później za panowania dynastii Song (960-1279). Około 1170 roku osady padły ofiarą ataku piratów nazywanych Bisheye. Mieli to być ludzie o ciemnej skórze, mówiący niezrozumiałym językiem, co wskazuje na przybyszów z Azji Południowo-Wschodniej. Wątpliwe żeby skończyło się na jednym napadzie, bowiem Songowie wysłali na archipelag wojsko i rozpoczęli regularne patrole morskie w rejonie, zaś wyspy zostały przyporządkowane władzom powiatu Jinjiang z dzisiejszej prowincji Fujian.
Peskadory formalnie jednak stały się częścią Chin dopiero w 1281 r. za panowania mongolskiej dynastii Yuan (1271-1368). Kubilaj-chan utworzył wówczas agencję odpowiadającą za patrole w rejonie wysp i ich ochronę, włączając je do powiatu Tong’an. Dynastia Ming (1368-1644) kontynuowała tę politykę, aż do momentu zamknięcia kraju na świat pod koniec XV w. Zakaz podróży zamorskich doprowadził do przesiedlenia ludności wybrzeża w głąb lądu. Ten sam los spotkał mieszkańców Peksadorów.
Chiny odwróciły się od morza, gdy Europejczycy zaczęli swoją globalną ekspansję. Dobijający się do wrót Hiszpanie, Portugalczycy i Holendrzy byli tylko jednym z wielu problemów. Zakaz handlu zamorskiego doprowadził do rozkwitu przemytu. Wybrzeże padło zaś ofiarą ataków japońskich piratów, wśród których z czasem większość zaczęli stanowić Chińczycy. Pod koniec XVI w. zakaz zamorskich podróży zniesiono, a w 1597 roku chińskie władze powróciły na Peskadory.
Wkrótce potem miały miejsce wydarzenia bardzo dobrze obrazujące stosunek ówczesnych Chin do Tajwanu. W 1622 roku Peskadory zostały opanowane przez holenderską Kompanię Wschodnioindyjską. Wyspy stały się bazą dla rajdów na wybrzeże Fujianu, które miały doprowadzić do otwarcia tamtejszych portów dla handlu z Holandią. Gubernator prowincji zażądał, aby Holendrzy wycofali się na Tajwan, który miał się dla nich stać miejscem handlu z Chinami. Wskazuje to, że Formoza była uważana za teren neutralny, niebędący częścią Chin. Gdy propozycja została odrzucona w 1624 roku Chińczycy zorganizowali ekspedycję, która odbiła Peskadory. Pokonani Holendrzy udali się na Tajwan, gdzie na południowym krańcu wyspy założyli Fort Zeelandia.
Zaczął się holenderski okres w dziejach wyspy. Okres o tyle ważny, że znaczący początek stałego chińskiego osadnictwa na Tajwanie. Co przyciągało mieszkańców południa Chin na wyspę znaną z powodu swojego tropikalnego klimatu jako „wrota piekieł”? W ciągu nieco ponad dwóch dekad Tajwan stał się jedną z najbardziej zyskownych kolonii holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Tamtejsze porty odgrywały istotną rolę w handlu między Chinami, Japonią, Azją Południowo-Wschodnią i Europą. Stanowiły też dogodne bazy dla piratów i kaprów atakujących żeglugę hiszpańską oraz portugalską.
Możliwość wzbogacenia się przyciągała więc przedsiębiorczych kupców, ale także wszelkiej maści piratów i awanturników. To jednak tylko jedna z przyczyn. Holendrzy zaczęli zakładać na wyspie plantacje trzciny cukrowej i potrzebowali robotników. Władze kolonii zachęcały chińskich osadników do przybywania na Tajwan. Wreszcie, był to okres zamętu w Chinach. Dynastia Ming została obalona przez Mandżurów, którzy założyli własną dynastię Qing (1644-1911). W obliczu wojen, głodu i zarazy wielu Chińczyków z południa zdecydowało się udać na niedaleką wyspę, gdzie rządzący żelazną ręką Holendrzy zapewniali stabilność.
Koniunktura pogorszyła się w latach 50. XVII w. Mingowie cięgle trzymali się na południu Chin i toczyli ciągłą wojnę z Qingami. Holendrzy z czasem sprzymierzyli się z Mandżurami, co doprowadziło do konfrontacji z Zheng Chenggongiem (Koxinga), piratem, a zarazem lojalistą dynastii Ming. Po serii embarg i rajdów, Zheng wylądował w 1661 roku na Tajwanie i rozpoczął oblężenie Fortu Zeelandia. Na początku następnego roku twierdza upadła. Nie oznaczało to jednak, że Tajwan stał się wreszcie częścią Chin. Zheng założył własne królestwo nazwane Tungning, obejmujące południową część wyspy i liczne przyczółki na wybrzeżu Chin. Trudno też opisać go jako wzorowego chińskiego bohatera narodowego. Z pochodzenia był pół-Japończykiem, a z ducha pozostał piratem.
Królestwo rodu Zheng przedstawiało więc istotny problem dla Qingów. Byli nie tylko wierni poprzedniej dynastii, a przynajmniej tak się przedstawiali, kontrolowali większość wybrzeża między ujściem Jangcy a Kantonem, a do tego byli piratami, zapuszczającymi się daleko w głąb lądu. Sprawa była więc dużo poważniejsza niż lojalność wobec Mingów, którzy zostali ostatecznie pokonani w 1662 roku.
Rozwiązanie kwestii Tungning zajęło Mandżurom 20 lat. Dopiero w 1682 roku wyruszyła inwazja dowodzona przez Shi Langa i Yao Qishenga. Kampania zajęła rok i zakończyła się sukcesem. Tajwan wreszcie stał się częścią Chin, tyle że na cesarskim dworze za bardzo nie wiedziano, co z nowym nabytkiem począć.
Wyspa stała się prefekturą prowincji Fujian, a większość chińskich osadników przesiedlono na kontynent. Stał za tym szereg argumentów. Z jednej strony chodziło o kontrolę nad ludnością potencjalnie niechętną nowej władzy. Z drugiej, uznano że Tajwan nie jest w stanie wyżywić licznej populacji. Mimo kolejnych zakazów imigracja z Chin trwała w najlepsze, a osadnicy regularnie wzniecali rozruchy i rebelie. Wyspa była problemem, zaś dla urzędników stała się miejscem zsyłki. Status prowincji przyznano jej dopiero w 1887 roku.
Okazja do pozbycia się problemu nadarzyła się w 1895 roku po przegranej wojnie z Japonią. W zamian za zmniejszenie kontrybucji Chiny zaproponowały zaskoczonym Japończykom Tajwan. W Tokio początkowo nie chciano się zgodzić, wyspę uważano za pozbawioną strategicznego znaczenia. Dopiero gdy zaniepokojone wzrostem Japonii w sprawę wmieszały się Rosja, Francja i Niemcy, Tokio zdecydowało się przyjąć ofertę.
Początkowo Japończycy również nie wiedzieli, co zrobić z nowym nabytkiem. Problem pogłębiło ogłoszenie przez lokalnych chińskich oficjeli Republiki Tajwanu. Wystąpienie to zostało po kilku miesiącach zdławione, jednak z dzisiejszej perspektywy stworzyło precedens. Ostatecznie zapadła decyzja o budowie modelowej kolonii i chociaż nie obeszło się bez powstań 50-letni okres japońskich rządów jest na wyspie dobrze wspominany.
Tymczasem w Chinach zaszły poważne zmiany. W 1911 roku dynastia Qing została obalona, na jej miejsce powstała słaba i targana niepokojami republika. Kluczowym punktem tych wydarzeń było wyjście na pierwszy plan nowoczesnego chińskiego nacjonalizmu, stawiającego sobie za cel odzyskanie wszelkich ziem uważanych za utracone, w tym Tajwanu. Do tego celu dążył też Kuomintang (KMT) pod przywództwem Czang Kaj-szeka.
Tymczasem, wyrastająca na głównego przeciwnika KMT Komunistyczna Partia Chin zajmowała początkowo odmienne stanowisko. Mao Zedong twierdził nawet, że Tajwan powinien stać się niezależnym państwem. Jednak z czasem również w KPCh zwyciężyła nacjonalistyczna wizja, aczkolwiek z różnych względów komuniści porzucili roszczenia względem Mongolii, rosyjskiego Dalekiego Wschodu i Tuwy.
Wpływ na tą zmianę miały m.in. wydarzenia wielkiej polityki – klęska Japonii i zwycięstwo KPCh w wojnie domowej. Pokonany Czang ewakuował się w 1949 roku na Tajwan, jednak status wyspy już wówczas był niejednoznaczny.
Na konferencji kairskiej w 1943 roku po rozmowach z Czang Kaj-szekiem Roosevelt i Churchill wyrazili poparcie dla powrotu do Chin Mandżurii, Peskadorów i Tajwanu. Faktycznie na wyspie już w 1945 roku zaczęła instalować się administracja Republiki Chińskiej (RCh), aczkolwiek jej status miał zostać ustalony na planowanej konferencji pokojowej. Jednak już niedługo po zakończeniu wojny George Kennan postulował objęcie wyspy amerykańską kontrolą. Klęska KMT w wojnie i wybuch wojny koreańskiej jeszcze bardziej skomplikowały sytuację. W 1951 roku administracja Trumana stwierdziła, że termin zwrotu Formozy Chinom powinien zostać sprawą otwartą.
Gdy w 1952 roku zaczęła się w San Francisco konferencja pokojowa z Japonią, nie zaproszono na nią żadnego z państw koreańskich ani chińskich. Nie wiadomo było jak zakończy się wojna w Korei, ani jak trwała jest władza KPCh. W tej sytuacji uznano, ze lepiej nie zapraszać żadnej ze stron tych konfliktów. Traktat z San Francisco częściowo poszedł za sugestiami Kennana – za nieważne uznano wszelkie pretensje Japonii do Tajwanu i deklarację kairską z 1943 roku, a USA stały się „głównym mocarstwem okupacyjnym” wyspy.
Szansa uregulowania sytuacji pojawiła się w 1971 roku. Rezolucja ONZ nr 2758 odebrała wówczas miejsce zajmowane w Zgromadzeniu Ogólnym i Radzie Bezpieczeństwa RCh i przekazała ChRL. Problem w tym, że dokument nie określił statusu Tajwanu.
Według francuskich źródeł pojawił się wówczas pomysł ustanowienia Republiki Tajwanu i przyznania jej miejsca w ONZ. Mao miał skłaniać się do zaakceptowania tej propozycji, jednak Czang nie chciał o tym słyszeć.
Ten upór jeszcze bardziej skomplikował sytuację. KPCh wystąpiła z polityką „jednych Chin”, w myśl której ChRL jest jedynym reprezentantem Chin, a Tajwan jest ich częścią. W tym systemie ogłoszenie przez wyspę niepodległości jest czerwoną linią, która może stać się powodem wojny. Stany Zjednoczone zgodziły się z polityką „jednych Chin”, ale rozumieją ją zupełnie inaczej. Dla Waszyngtonu ChRL jest reprezentantem Chin, ale kwestia Tajwanu pozostaje do określenia. W tym przypadku czerwoną linią jest próba siłowej zmiany status quo.
Pozornie najprostszym sposobem przecięcia tego węzła gordyjskiego jest pokojowe zjednoczenie. Dla KPCh podstawą do tego jest rezolucja nr 2758, chociaż nie mówi ona nic o statusie Tajwanu. Za zjednoczeniem opowiada się też KMT. W 1992 roku przedstawiciele obu partii doszli do konsensusu, uznając politykę „jednych Chin” i w teorii umożliwiając drogę do negocjacji zjednoczeniowych na zasadzie „jeden kraj, dwa systemy”. Oczywiście obie strony rozumieją „jedne Chiny” odmiennie, a na Tajwanie inne partie polityczne uznają konsensus z 1992 roku za porozumienie między KPCh i KMT w żaden sposób niewiążące dla polityki państwa.
Od tamtej pory rytm relacji między Chinami a Tajwanem określają wybory na wyspie. Gdy rządzi KMT relacje są z grubsza poprawne, a opcja zjednoczeniowa jest na stole. Gdy rządzi Postępowa Partia Demokratyczna (DPP), opowiadająca się za niepodległością jako Tajwan, dwustronne relacje stają się napięte. Dodajmy w tym miejscu, że z DPP wywodzi się obecna prezydent Tsai Ing-wen i chociaż z czasem odeszła od popierania niepodległości, to Pekin jest wyjątkowo pamiętliwy, żeby nie powiedzieć małostkowy.
Tymczasem drogi Chin i Tajwanu rozchodzą się coraz bardziej, a w tajwańskich kampaniach wyborczych kwestia zjednoczenia jest na bardzo dalekim miejscu. Ponadto w ciągu ostatniej dekady osuwanie się ChRL pod przywództwem Xi Jinpinga w totalitaryzm i podeptanie autonomii Hongkongu skutecznie zniechęciło Tajwańczyków do „powrotu do macierzy”. Nakładają się na to zmiany tożsamościowe. W regularnych badaniach prowadzonych przez Centrum Badań nad Wyborami Narodowego Uniwersytetu Chengchi liczba respondentów deklarujących narodowość chińską w latach 1992-2022 spadła z 25,5% do 2,4%. Z kolei liczba osób określających się jako Tajwańczycy wzrosła z 17,6% do 63,7%. Pozostali respondenci w większości deklarują się równocześnie jako Chińczycy i Tajwańczycy.
Tymczasem na kontynencie KPCh pada ofiarą problemu, który sama stworzyła. Lata stawiania na irredentystyczny nacjonalizm sprawiły, że każda inna opcja niż zjednoczenie, nieważne na drodze pokojowej czy militarnej, stanie się oznaką słabości i podważy legitymację partii do sprawowania władzy. Żeby było jeszcze trudniej, Xi Jinping postawił sobie przyłączenie Tajwanu za osobisty cel. Jest to warunek sine qua non narodowego odrodzenia.
A co o tym wszystkim myślą sami Tajwańczycy? Wbrew enuncjacjom płynącym z Pekinu niepodległość nie jest szczególnie popularną ideą. W lipcowym sondażu Centrum Badań nad Wyborami opowiedziało się za nią zaledwie 5,1% respondentów. Jak najszybsze zjednoczenie jest jeszcze mniej popularne, a taki wybór wskazało 1,3% badanych. Przeszło 80% opowiada się za utrzymaniem status quo.
Foto: PAP/EPA
Comments are closed.